środa, 5 marca 2014

Droga kulturo! Piszę do Ciebie...

... list z prośbą o zostawienie mojego portfela w spokoju, gdyż nie samą książką, filmem na blue-ray i grą na playstation (niestety) człowiek żyje.

Witajcie! Ostatnio moje posty cieszą się znikomą popularnością co daje mi dwa wyjścia a) olać temat, b) swobodnie pisać o pierdołach i cieszyć się brakiem presji ze strony czytelników. Chwilowo wybieram opcję b), nad opcją a) ciągle się zastanawiam. 


Przeczytałem ten o to artykuł i chcę się odnieść do kilku zawartych w nim tez, a potem popłynąć w zupełnie inną stronę i zakończyć brakiem puenty, ewentualnie słabą puentą, taki jest plan. 
Dziewczyna przebrana za czerwia z Diuny Herberta jako bardzo luźne nawiązanie do tematu książek. Czytajcie Diunę bo jest świetna! 

Jeden watek mnie zbulwersował. Autor nawiązał w nim do niskiego czytelnictwa w Polsce co właściwie jest faktem. Wystarczy przepytać swoich znajomych czy czytają książki by to potwierdzić. Z drugiej strony zastanawia mnie metodologia tego badania. Czytelnictwo w owym artykule bada się na podstawie tego jak często Polacy kupują książki. Niby logiczne, jak nie kupują to nie czytają, ale coś mi nie pasuje. Ktoś tu ewidentnie zapomniał o bibliotekach. Yeachhhhh. Wiecie taki pirate.bay w czasach gdy to jeszcze nie było cool. Uwielbiam biblioteki. To, że można wypożyczyć książkę i ją przeczytać za darmo. Przyznaję, że jak już coś czytam to głównie książki wypożyczone z biblioteki, bo tak jest taniej. Tak po prostu, a poza tym, lubię biblioteki. Wydaje mi się więc, że badanie czytelnictwa na podstawie jedynie sprzedaży książek jest fałszowaniem badania czy wręcz próbą podciągnięcia wyników pod obraną tezę. Pytanie czy uwzględnienie statystyk z bibliotek wiele by zmieniło? Pewnie i tak by się okazało, że czytelnictwo w Polsce jest niskie, ale może nie aż tak?

Co dalej? Autor piszę, że rzekomo Polacy wcale nie rezygnują z książek bo są drogie. Pan redaktor wręcz uważa, że książki są tanie, bo przecież nowości wydawnicze kosztują od 30-40 zł i że niby to jest tanio. Muszę się nie zgodzić. Jakie nowości? Harlekiny w kioskach? Nie pamiętam dokładnych liczb, ale za Sezon burz Sapkowskiego zapłaciłem 46 zł (chyba), zaś za Metro 2034 zapłaciłem jakieś 44,90 zł przy czym Metro wcale nie było nowe, bo kupowałem je w zeszłe wakacje, a książka w Polsce wyszła w 2010 roku. Tak więc nie wiem o jakie premiery autorowi chodziło, bo ceny większości tych poczytniejszych nowości zaczynają się od 40 zł za egzemplarz, a są droższe i to dużo droższe. 
Tekst o pieniądzach. Nie mogłem się powstrzymać. Źródło.


Kolejnym "ciekawym" wątkiem artykułu jest przybliżenie pomysłu, ustawy nawet, by ustalić ceny minimalne książek, tak by nie można ich było przeceniać przez rok od premiery co niby ma ratować mniejsze księgarnie. No i mam wątpliwości. Z jednej strony nie chcę wyjść na gruboskórnego chama, który ma w nosie to, ze małe księgarnie mogą splajtować, bo nie stać ich na przeceny. Z drugiej, dlaczego rozmowy na temat tzw. "legalnej kultury" muszą zawsze sprowadzać się do tematyki jałmużny. Dlaczego wiecznie wywiera się na nas obowiązek chodzenia do kina, do teatru, kupowania książek, gier oraz filmów i tłumaczy się to tym iż aktorzy/księgarze/programiści/pisarze/wydawcy/menadżerowie i milion innych osób muszą, ale to MUSZĄ mieć z czego żyć i dlatego ja MUSZĘ to wszytko kupować i jeszcze MUSZĘ się martwić czy takiej Lady Gadze starczy na nowy samolot czy jednak muszę kupić jej nową płytę. W pewnym sensie kultura to biznes jak każdy inny i Ci wszyscy ludzie powinni SAMI pomyśleć nad tym czy wystarczy im kasy na ich wydatki. Bo czy to działa w dwie strony? Czy Ci wszyscy mili ludzie martwią się tym czy JA mam z czego żyć? Czy MNIE stać nie tylko na nową płytę czy książkę, ale też na porządne jedzenie czy chociażby akademik? Hę? Prawda jest taka, że kultura jest strasznie droga jak na polską kieszeń i polskie zarobki. Książka 50 zł, bilet do kina - 23 zł (na seans 3D 26 zł), gra na konsole - 240 zł (znalazłem wyższe ceny), bilet do teatru 35 zł. Gdy na kolejnych zajęciach na studiach słyszę hejt, że nie chodzimy do teatru to mnie aż nosi. A za co mam chodzić? Ja dostaję tylko 310 zł stypendium rektorskiego. Pomysł cen minimalnych na kulturę uważam za idiotyczny. To tylko sprawi, że uczestnictwo w kulturze zmniejszy się jeszcze bardziej. To powrót do lat 90., gdy gry na PC kosztowały po 200 zł, więc ludzie chętniej kupowali piraty na straganach. Jedyna różnica jest taka, że dziś stragan zastępuję program utorrent. Nie rozumiem też dlaczego akurat ten rynek ma być tak uprzywilejowany? Jakoś w okresie żniw nikt nie wprowadza cen minimalnych na zboże i jakoś nikogo to nie obchodzi, że proponowane wówczas ceny pszenicy zwykle są poniżej opłacalności. Być może ceny minimalne są bardziej potrzebne w rolnictwie? Dla rolnika dobra cena rzepaku do być albo nie być. To "mam hajs na spłatę długów i dalsze inwestycje", albo "tonę w długach i dostaję betonowe koło ratunkowe", podczas gdy często dla ludzi żyjących z kultury, nie mówię, że wszystkich, niektórych, cena minimalna będzie różnicą pomiędzy kolejnym Ferrari, a tym lamerskim Audi dla biedaczków, oj oj oj :)

Trochę wracając do tematu, Ok, rozumiem, że ceny minimalne mogą pomóc księgarnią przetrwać na rynku, nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że przez wielu przemawia tu zwykła pazerność i chęć zysku. A akcje typu "legalna kultura" to nachalna i bardzo wkurwiająca prośba o jałmużnę, która nie jest prośbą, tylko rozkazem: - Kupuj nasze książki Ty leniwa mendo bez szkoły i kultury!!! Przymus nigdy nie jest dobrym pomysłem, zwłaszcza gdy ceny kultury stale rosną. Kiedyś ulgowy bilet do kina kosztował 13 zł, dziś 17,50 zł. Kiedyś nową grę na PC można było dostać za 89,90 zł, dziś trzeba wyłożyć od 119,90 zł do 209,90 zł w zależności od wydawcy, tytułu,sklepu i gry. A potem ludzie się dziwią, że na seanse kinowe przychodzą 3 osoby i jeszcze tłumaczy się to tym, że społeczeństwo głupieje i woli "Trudne sprawy"  od teatru za 50 zł. Wróćmy do średniowiecza!!! Niech książka będzie tak droga, że za trzy egzemplarze Biblii będzie można kupić wieś. Ciekawe czy naród zmądrzeje? 

Czymże jest pazerność? Pazerność jest wtedy, gdy mały sklepik w małym miasteczku, sprzedaje pecetową grę w cenie wersji konsolowej, w nadziei, że klient się nie zorientuje i przepłaci 100 zł. 

Bonus
1/2/3

2 komentarze:

  1. Mój komentarz będzie bardzo elokwentny, ale zważywszy na to, że właśnie siedzę przy biurku i rozwiązuję macierze (MATEMATYKO! MYŚLAŁAM,ŻE JUŻ NIGDY SIĘ NIE SPOTKAMY!), to podzielę się z Tobą moją dygresją, która w pewien sposób łączy fakt, że nie rozumiem królowej nauk z Twoim postem. Mianowicie, liczyć, to ja umiem tylko pieniądze. Najlepiej moje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję macierzy. Cieszę się, że nie mam z nimi do czynienia.Liczenie pieniędzy to naprawdę przydatna umiejętność, zwłaszcza swoich. Być może nie musiałbym tak liczyć gdyby kultura kosztowała mniej :P

      Usuń