wtorek, 20 stycznia 2015

Film na który czekałeś, choć nie miałeś o tym pojęcia


Jeszcze nie tak dawno temu narzekałem na kondycje współczesnego kina sensacyjnego. Zarzucałem mu nieciekawe fabuły, nadmiar nieinteresujących dialogów i odczuwalny brak elementu, wydawać by się mogło najważniejszego - akcji. Aż tu nagle wychodzi John Wick

O ile Niezniszczalni to ukłon w stronę amerykańskich filmów akcji z lat 80., tak John Wick składa hołd wczesnej twórczości Johna Woo i jego kolegów z Hongkongu. Zwłaszcza fani kultowych Dzieci triady, znajdą tu coś dla siebie. 

Co Ty Johna Wicka nie znasz?

Nie jestem przeciwnikiem dobrych fabuł w filmach. Problem w tym, że niektórzy filmowcy dobrą historię rozumieją jako "więcej dialogów". Trafiają się więc filmy niby akcji, gdzie bohaterowie po prostu gadają, gadają i gadają. Czasem to działa, czasem nie. Wszystko zależy od jakości. W obrazach Tarantino, widz toleruje powszechny słowotok bo to dobrze napisane rozmowy, których się słucha z przyjemnością. A co jeśli bohaterowie dużo gadają, ale za to o niedoprawionych flakach z olejem? Wtedy mamy "Facebook movie", filmidło, które sprawia, że statusy Twoich znajomych są ciekawsze od tego czegoś na dużym ekranie. 

Twórcy Johna Wicka nawet nie próbują udawać, że opowiadają jakąś historię. Cała fabuła robi tu tylko za pretekst do kolejnych scen. Istnieje tu tylko po to by jakoś wytłumaczyć, czemu bohater tak dobrze obchodzi się z bronią. "To nie jest żaden nikt tylko John Wick!". Koncept o dziwo działa. Za każdym razem jak słyszałem, że to przecież TEN JOHN WICK to się zastanawiałem o co chodzi? Co ten facet takiego zrobił, że mafiosi się go boją? Zabił JFK-a? To film zemsty. Bohater doznał krzywdy więc się dozbroił i poszedł się mścić. Starczy. 

Tańczący z pistoletami

Strasznie nie lubię jak na tych nowych filmach aktorzy stoją w miejscu i strzelają z jakiś malutkich pistolecików trzymanych oburącz. Tak jakby byli jakimiś chucherkami niemogącymi utrzymać w dłoni karabinu. Rambo trzymał M60 w jednej ręce! Może to i głupie, ale przynajmniej dobrze wyglądało! Cóż John Wick zwykle też się ogranicza do pistoletów, ale przynajmniej nie stoi w miejscu tylko tańczy. Dlatego, że John Wick , to amerykańska wersja (jakby co to powtórzenia są świadome, chcę byście zapamiętali ten tytuł) azjatyckiego kina, którego twórcy rozumieli, że strzelanina w filmie niekoniecznie musi być realistyczna, ale ma fajnie wyglądać. Bo właśnie po to ludzie idą do kina. Chcą zobaczyć coś cool (wiem, że te słowo już nie jest modne, ale je lubię). Realizm nie zawsze jest cool, ale film powinien być. W Johnie Wicku, jest świetna scena w ruskiej dyskotece jak bohater tańczy z przeciwnikami krwawe danse macabre, do rytmu zabijając kolejnych wrogów, przy akompaniamencie agresywnej klubowej muzyki. John Woo uważał, że przemoc jest sztuką i cieszę się, że twórcy omawianego filmu też to rozumieją. 

Muzyka jest kolejną zaletą Wicka. Co prawda nie gustuję w elektronice, ale wybrane utwory tak dobrze pasują do tego co widzimy na ekranie, że jestem w stanie twórcom wybaczyć brak czegoś mocniejszego. Ewentualnie bardziej nastrojowego.

Postanowienia końcowe 


Co jeszcze mam tu napisać? Niby powinienem wspomnieć o dennej fabule i takich sobie postaciach. Cóż - taka konwencja. Tak miało być i ja to szanuję. Mogę się doczepić do tego, że zabrakło mi dobrego staroszkolnego pościgu samochodowego. W dzień, na ruchliwej ulicy. Takiego jak w drugim Matrixie, albo w filmie Ronin. Ale to czepialstwo. Także trochę szkoda, że pozostałe strzelaniny (oprócz tej w klubie ruskim) są wyraźnie słabsze niż ta jedna, jedyna. Gdyby John Wick częściej tańczył ze spluwami jak w opisanej wyżej scenie, byłbym bardziej zadowolony.

Kończąc recenzję. John Wick to film nakręcony po to by go ogladać, a nie o nim pisać. Nie ma tu za badzo czego cytować, streszczać, ani opowiadać. Obejrzyjcie. Dla efektownej akcji, dla wpadającej w ucho muzyki, dla klimatu wschodniego kina lat 90. Przymknijcie oko na fabułę i "odrzucenie rygoru logicznej spójności". Po prostu obejrzyjcie. 


1 komentarz:

  1. Jak na opinię, z którą się bardzo mocno zgadzam, nie zgadzam się z wieloma jej składowymi :P Film jest genialny - jak LEGO Movie jest dla mnie w tej chwili całościowo animowanym numerem 1, tak John Wick jest idealnym filmem akcji. Sprzeciwiam się natomiast zarzutowi o dennej fabule - tak, na pierwszym planie jest zły Keanu, któremu zabito psa będącego ostatnim łączem z ukochaną. Ale świat, w którym ten wątek tkwi, mistrzowsko zbudowany tymi właśnie niedopowiedzeniami - co zrobił Wick? - tymi regułami pokazanymi bez słowa wyjaśnienia, domniemanymi relacjami, jest intrygującym, bogatym uniwersum. Ktoś mógłby zadać pytanie, czy jest oparty na jakimś komiksie, i nie byłoby to bezpodstawne pytanie. To jest dla mnie siła scenariusza tego filmu - kreacja, pozornie bez wysiłku, całego nowego świata, w który widz jest po prostu wrzucony. A co do walki - jest, przynajmniej w pewnych aspektach, bardziej realistyczna niż w kolosalnej większości filmów akcji. Wick jest przede wszystkim wydajny i precyzyjny - nie strzela częściej, niż musi, i ustawia sytuację, by strzelać jak najmniej i tylko w tych, w których mierzy.

    Ale ogólnie - racja, zacny film ;)

    OdpowiedzUsuń