wtorek, 22 stycznia 2013

Kiedy własny świat staje się więzieniem

Jako, że nadmiar innych zajęć sprawia, że nie mam czasu na pisanie o gierkach, wrzucam coś innego. Niniejszy tekst jest interpretacją piosenki jednego z moich ulubionych polskich zespołów. Tekst pierwotnie został napisany na zaliczenie przedmiotu, profesorowi się podobał - ciekawe czy wam się spodoba :P 


Kiedy własny świat staje się więzieniem.




Nasz własny pokój, ten w którym mieszkamy wiele lat, staje się naszym własnym światem. Zamieszkanym przez nas. Tworzonym przez nas. Tak jak Bóg tworzył kontynenty, sadził drzewa, stwarzał zwierzęta itd., tak my umieszczając w nim meble, książki i co tylko chcemy tworzymy nas własny świat. Istnieją jednak sytuacje, w których nie możemy wyjść z pokoju. Przyczyny mogą być różne: poważna choroba, śpiączka, paraliż lub nasza własna skrzywdzona mentalność. W takich sytuacjach nasz świat staje się naszym więzieniem, znienawidzonym miejscem, którego – choćbyśmy chcieli – nie możemy opuścić. W takiej właśnie sytuacji znalazła się Bohaterka piosenki zespołu Łzy pt: „W moim świecie”
Zespół Łzy na w pierwszych latach swej działalności, przechodził – jak sami członkowie zespołu przyznają – etap buntu. Ich piosenki często tematycznie dotyczyły nieszczęśliwych miłości, rozpaczy, bólu i straty. Teksty piosenek przedstawiały sytuacje, w których bohaterowie, żyjący w cierpieniu, pchani przez rozpacz, często popełniali samobójstwo lub skazywali samych siebie na cierpienie w samotności. Podobnie jest w przypadku omawianego utworu, choć natura cierpienia jest nieco inna.
Bohaterka piosenki informuje nas, że jest „Zamknięta w tym pokoju”. Przebywa tam od bardzo dawna, a jednym z jej nielicznych zajęć jest wpatrywanie się  w „jeden mały punkt”. Bohaterka jest świadoma tego, że „gdzieś za ścianą budzi się [jej] nowy dzień”, jednak z różnych powodów nie jest  wstanie w tym uczestniczyć.
Piosenka nie podaje nam wprost dlaczego bohaterka jest uwięziona w swoim pokoju i dlaczego nie może z niego wyjść. Doznała pewnych cierpień i nie chce już oglądać świata? Jest sparaliżowana i dlatego nie może wyjść ze swojego pokoju? Być może jest w fazie śpiączki? Nie wiemy. Jedyny fakt jak znamy jest taki, że bohaterka nie może wyjść z pokoju i cierpi z tego powodu. Marzenia  o normalnym życiu, związane z tym wspomnienia tylko pogarszają jej nastrój: „Z marzeń buduję swoją nienawiść”. Bohaterka nienawidzi stanu w jakim się znalazła. Nienawidzi świata za to, że nie może do niego wyjść. Za to, że nie może uczestniczyć w życiu innych ludzi. Będąc w stanie złości ‘Na ścianach maluje swój dziki gniew”. Nie może się pogodzić ze swym stanem, ale wyraźnie nie może też nic zrobić by swój stan polepszyć. Bohaterka jest pozbawiona nadziei. Sądzi, że już nigdy nie wyjdzie ze swojego więzienia: „Za drzwiami słyszę i słowa i śmiech A oni nigdy nie usłyszą mnie”.
O ile w pierwszej zwrotce bohaterka przeżywa fazę gniewu, o tyle refren jest tym momentem, w którym bohaterka traci resztki nadziei. Uświadamia sobie, że w swoim własnym wyizolowanym świecie: „Jest mój (jej) własny świat, żyję tylko ja. Nie istnieje nadzieja. (…) Umrę tylko ja”.
Początek drugiej zwrotki sugeruje nam upływ czasu: „Za oknami noc biała od mrozu”. Nie wiemy jak długo Bohaterka przebywa w swej izolacji, ale skoro zmieniła się pora roku, to może to być już któryś miesiąc niewoli. Cierpienie bohaterki trwa. Jej jedynym sprzymierzeńcem jest księżyc, który „pomaga” jej przetrwać trudne chwile: „Przez szparę przeciska się światło księżyca. Jak kochanek tuli i całuje mnie” To jeszcze bardziej podkreśla beznadziejność Bohaterki. W chwili gdy najbardziej potrzebuje ludzkiej pomocy, jest sama. Pogrążona w rozpaczy chce wierzyć w to, że chociaż Księżyc, który niczego przecież nie może zrobić, chce jej pomóc. Światło księżyca padające na jej policzek odbiera jako czułość, której tak bardzo teraz potrzebuje. Nie wierzy w to, że jej stan się poprawi. Odczuwa rezygnację. „Skazana na ciemność uciekam przez śmierć” – wierzy, że tylko śmierć wyratuje ja z przykrej sytuacji w jakiej żyje.
Ostatnie dwie linijki drugiej zwrotki dają nam nadzieję. „I zdzieram sukienkę ubieram się gniew, by wytrwać w tym świecie by nie poddać się”. Bohaterka chce walczyć. Chce przetrwać. Chce wyjść z pokoju i żyć jak inni. Wierzymy jej, że nie straci nadziei, że przeżyje czy to dzięki własnemu gniewowi czy światłu Księżyca, będącemu przecież obietnicą światła Słońca, którego Bohaterka tak pragnie. Jednak po tej krótkiej ekscytacji. Po tym krótkim ataku gniewu, po obietnicy nie poddania się i wewnętrznej walki o normalne życie, następuje okres biernego czekania na odmianę losu – wszak Bohaterka najwyraźniej nie może go sama poprawić. Ponownie słyszymy refren. Bohaterka „Siedzi i czeka”, wie, że „Wiara to siła”. Jednak jej ratunek nie nadchodzi. Smutek, marazm i ból wracają ze zdwojoną siłą. Ponownie Bohaterka uświadamia sobie, że w swym okrutnym świecie żyje tylko ona i tylko ona umrze.


No i dobra. Dajcie znać w komentarzach czy podobają się wam tego typu rzeczy :) 

środa, 9 stycznia 2013

(Nie)świeży powiew prehistorii odcinek 1 - Hexen 2

Nadeszła wiekopomna chwila. Ten blog tak naprawdę powstał po to bym mógł pisać o tego typu bzdurkach, jednakże tak się jakoś złożyło, że jeszcze żadnego tego typu tekstu nie opublikowałem (choć w archiwum tekstów roboczych, mam takie trzy. By nie przeciągać tego głupiego i niepotrzebnego wstępu, zachęcam do zapoznania się z tekstem właściwym. Dzisiaj będzie krótko, bo jest już 1:17, a mam jeszcze przejrzeć materiał na zaliczenie. Do tego strasznie mnie irytuje współlokator zagadujący przez telefon jakąś małolatę, już drugą albo i nawet trzecią godzinę...

Swoją drogą dajcie znać, jak wam się podobają moje samokrytyczne wstępy i moje nędzne próby przełamania bariery między autorem, a czytelnikami. Mam ambicję na jakieś web 2.0, albo chociaż web 1.5 ale do tego niezbędny jest odzew. Tak więc odezwij się Variantologu :P 

Kruku gdzie jesteś?

Dzisiaj na tapetę Hexen II. Dlaczego? Szczerze? Wyładowały mi się baterie w myszce i nie chciało mi się iść do sklepu po nowe :P więc potrzebowałem FPS-a, który nie robi użytku z myszki. Wybór padł na Hexena 2, wybitne dzieło, znakomitego studia Raven Software. 

Przyznaję, że tęsknie za Raven Software. Panowie robili świetne gry. Ich produkcje niby były prostymi strzelankami bez polotu, a jednak większość ich gier wyróżniała się czymś wyjątkowym i niespotykanym u konkurencji. Singulariy wprowadzało ciekawe urządzenie do postarzania lub odmładzania obiektów, które miało zastosowanie tak w eksploracji jak i w walce. Jedi Knight II pokazało, że można stworzyć grę, która będzie się płynnie przemieniać z sztrzelanki w slashera i z powrotem. Soldier of Fortune wprowadził FPS-y w fenomenalny klimat misji wykonywanych przez najemnika. Podobno gra była tworzona w oparciu o wspomnienia prawdziwego żołnierza fortuny - Johna Mullinsa, który z resztą użyczył swojego nazwiska, głównemu bohaterowi gry. W 2008 roku gdy podobno cała branża miała już dość drugiej wojny światowej, oni pokazali, że to ciągle chwytliwy temat w grze Wolfenstein, zaś w Hexen, zagrali jak prawdziwi hipsterzy - gdy inni robili gry futurystyczne, oni poszli w fantasy. 

Przerwa w czytaniu, mały quiz - znajdź 10 różnic:



John Mullins - ten prawdziwy
John Mullins z gry Soldier of Fortune 2 
hshshsh

Kapitan Price z Call of Duty 




















Jesteśmy o przerwie na reklamie, czas na powrót. 

Nie ma niewinnych owiec

Hexen 2, to gra z 1997 roku, tworzona w oparciu o silnik Quake-a 1. Już na przykładzie tej gry, widać dlaczego kruki dość szybko otrzymali ksywę id software 2. Podczas gdy Quake sprawia wrażenie po prostu prezentacji nowej technologii, pozwalającej na tworzenie w pełni trójwymiarowych gier, Hexen 2 jest tym produktem, który faktycznie ma bawić. Hexen 2 jest przede wszystkim grą bardziej rozbudowaną i ciekawszą niż kultowe Q 1. 

H 2 zaskoczyło mnie, ma fabułę (czego nie da się powiedzieć o Quake-u) i jest tytułem całkiem rozbudowanym. Przed rozpoczęciem rozgrywki możemy sobie wybrać jednego z trzech bohaterów (Paladyna, Nekromantę, Krzyżowca lub Zabójcę).Każdy z nich dysponuje innym uzbrojeniem co wpływa na kształt rozgrywki. Paladyn walczy wręcz, podczas gdy zabójca trzyma wrogów na dystans, strzelając do nich z kuszy. Dzisiaj to nie robi aż takiego wrażenia, ale to był 1997 rok! 


Świat jest dość intrygujący, starożytne ruiny, posępne zamki, laboratoria alchemiczne. Nawet grafika jest lepsza niż w Q1, choćby dlatego, że jest bardziej kolorowa, a pomieszczenia są bardziej zróżnicowane i lepiej urządzone niż bazy w Q1. Cieszy też duża ilość interaktywnych obiektów, takich jak książki (niektóre można czytać!), beczki, które można przesuwać i meble, które da się niszczyć, że o katapulcie, która "nauczy" nas latać, czy o trebuszy z której można sobie postrzelać to już nawet nie wspomnę. Biorąc pod uwagę co oferowały konkurencyjne gry z tamtego okresu - H2 wyprzedzał swoje czasy.  No i można dla zabawy zabić owieczkę. Dla psychopatów w sam raz! 

Hexen 2 o dziwo nawet dziś jest całkiem grywalny. Wiele mechanizmów w tej grze jest już mocno przestarzałych, lecz ciągle grę ratuje pomysłowość twórców. Zabijanie wrogów strzelającą książką czy zamrażającym berłem daje mnóstwo radości! (zamrożonych można rozbijać na kawałki!), podobnie jak cele misji, które każą nam nie tylko szukać kluczy i ukrytych przejść ale również dajmy na to... mielić na mąkę kości jakiegoś bohatera!!!

Czy jednak Hexen 2 jest ciągle świeży? Nie bardzo niestety :(
Od czego by tu zacząć. Gra ma tragiczne sterowanie - źle rozłożone klawisze - skakanie przy użyciu klawisza /!!! Kucanie spacją? Gra niby wykorzystuje myszkę, ale robi to źle. poruszając myszką, jedynie rozglądamy się na boki. By spojrzeć w góre musimy użyć klawiszy A, Z. Rozglądanie się myszką, takie jak w nowych grach, będzie możliwe dopiero po przytrzymaniu klawisza ";"!!!!! Przez tak głupie rozwiązanie technologiczne, samo rozglądanie się jest trudne, a co dopiero precyzyjne celowanie, zwłaszcza do wrogów znajdujących się wyżej lub niżej. Spróbujcie to sobie wyobrazić i już będziecie wiedzieć dlaczego stare gry były trudniejsze niż nowe. 
Nieświeża jest też rozgrywka. Podobnie jak większość gier z tamtego okresu, H2 jest bardziej symulacją labiryntu, niż grą walki. Sporo część gry to eksploracja poziomów, szukanie kluczy i zaledwie okazjonalne zabijanie wrogów. H2 jest zdecydowanie mniej dynamiczny pod tym względem niż chociażby Call of Duty. 

Werdykt

Chciałbym napisać coś więcej o Hexenie 2 ale zwyczajnie za mało w niego grałem. Nie da się ukryć, że choć jest to tytuł nieświeży to jednak ciągle daje wiele zabawy. To znakomity tytuł, z którym warto się zapoznać i to nie tylko wtedy, gdy zepsują wam się myszki. Polecam!!!

Na zakończenie, mała lista przebojów. 

środa, 2 stycznia 2013

Yo! Co tam? Podsumowania część 2

A yo!

Pod wpływem chwili postanowiłem moje podsumowania podzielić na kilka części. Dlaczego? Bo sam po sobie wiem, że im dłuższy tekst tym mniej ochoty do czytania. Przy okazji, nie są to podsumowania roku 2012, a raczej podsumowanie tego co miało trafić na ten blog, ale nie trafiło, bo byłem zbyt leniwy, by coś sensownego napisać :P 

Gry

Zdecydowałem się na podział tematyczny, by dało się to jakoś sensownie czytać. Jedziemy z tym koksem :P

Assassin's Creed 3 


Zauważyłem, że ta gra dość często pojawia się w różnych podsumowaniach jako jedno z rozczarowań 2012 roku. To mnie podkusiło by samemu posmęcić na tą produkcję. 

Czy byłem tą grą rozczarowany? Właściwie to nie. Po AC: Revelations, uznałem, że seria poszła w kierunku, który mi się nie podoba i dlatego AC 3 się nie podniecałem. Z góry założyłem, że mi się nie spodoba. Kurczę! Piszę jak Sławek Serafin! A nie chciałem kopiować jego stylu :( 

Ale wracając do AC 3. Nie podobały mi się zapowiedzi. Okres wojny o niepodległość USA nie uważam za ciekawy temat, Mało tego! Twórcy pewnie też (a przynajmniej taką mam nadzieję) woleliby umieścić grę w innych czasach, ale niestety, trzeba było zagrać pod Amerykanów, żeby kupili grę, więc dali okres historyczny, który powinien im się spodobać. 

Gra popełnia bardzo poważny błąd. Przynudza. Przynudza i to strasznie. W momencie gdy człowiek ma końcówkę studiów i nawet nie ma czasu na piwo z przyjacielem, to tym bardziej nie może sobie pozwolić na grę, która zwyczajnie marnuje jego czas i nawet nie daje rozrywki w zamian. To własnie robią pierwsze sekwencje Assassin's Creed-a 3. Obowiązkowy słaby wstęp Desmonda jeszcze bym przeżył, ale pierwsze misje naszego kochanego Asa, rozgrywane na pokładzie okrętu płynącego do (ocenzurowane z powodu zagrożenia spoilerem), są zwyczajnie nudne. Łazisz w kółko, gadasz z nudnymi ludźmi, którzy nie mają nic do powiedzenia i zastanawiasz się: "dlaczego nie pisze pracy?". Dalej jest gorzej, bo jak kroi się jakaś rozróba i już się cieszysz, że chociaż ukatrupisz tych nudziarzy, to się okazuje, że atakuje Cię jeden koleś! JEDEN KOLEŚ!!!! Który ginie w sekundę!!! WOW!!! Epicka walka z bossem! Gaping Dragon z Dark Souls, chowa się pod kołderkę i woła mamę na pomoc!!! Mam nadzieję, że już kiedyś wspominałem, że piszę to dla własnej zabawy? Nie? A to przepraszam :P 

Wiecie kiedy AC 3 robi się w miarę fajne? A dopiero w połowie!!! HA HA HA!!! Nie no bez jaj, początek gry to strasznie długi i monotonny pseudotutorial, gdzie gra uczy gracza czynności, które później i tak są opcjonalne i nie są wymagane do przejścia jak polowanie czy wytwarzane przedmiotów w posesji głównego bohatera. Dopiero po przejściu tych 5 sekwencji okazuje się, że możesz nareszcie grać i poznawać fabułę. Dopiero! Nie przeszedłem gry, nie grałem do końca, nie che mi się (znowu Sławek Serafin style!!! W sumie to nawet tęsknię za jego tekstami), ale opinie tych co grali są jednoznaczne - gra ma słabe zakończenie. To mnie jakoś nie zachęca do gry. 

Ogólnie jak na razie to gra mi się nie podoba i nie zachęcam do kupna, jak kiedyś przejdę i zmienię zdanie to coś napiszę :P 

Dishonored 




 O tym już był tekst, chciałbym napisać normalną recenzję, ale czasu nie mam, to znaczy lenia mam. Grę ukończyłem i jest świetna. 
1 - Klimat steampunk-u wymieszanego z magią i licznymi nawiązaniami do książek Terrego Pratchett-a. 
2 - Niesamowite moce i zdolności głównego bohatera. Rozgrywka metodą brutalną jest szalenie efektowna - tego strzelimy z pistoletu, tamtych trzech powalimy tornadem, a niedobitki wykończymy mieczem. Tryb skradania się jest może mniej efektowny, ale też pozwala na zrobienie ciekawych rzeczy. Możemy się teleportować, skakać po gzymsach, chować się pod stołami albo na żyrandolach. Zawsze jeszcze możemy wejść do domu niepostrzeżenie wcielając się w rybę i przepływając przez studzienkę. W samym pomieszczeniu ominiemy straże - wcielając się w strażnika! Lista mocy i ciekawych zagrań jest dluuuga, a najfajniejsze jest to, że gracz ma pełny wybór. To on decyduje czego i gdzie używa, a grze jest wszystko jedno. I dobrze. Tak ma być. 

3 - Wolność wyboru - dużo o tym pisałem w pierwszych wrażeniach - ale dla przypomnienia. To gra o zabójcy, który nie musi zabijać. Każdy problem można tu rozwiązać bez rozlewu krwi. Strażników można omijać jako szczur lub ogłuszać. Głównym celom czasem wystarcza "przekazać wiadomość" by przestali się mieszać w nasze plany. Jeśli to nie pomoże, to zawsze jeszcze możemy załatwić im pobyt w ich własnych kamieniołomach, gdzie zakosztują cierpień na jakie skazywali innych. Szkoda tylko, że pacyfistyczne rozwiązania są podpowiadane przez grę w dość nachalny sposób. Nawet nie mamy czasu pomyśleć o tym, jak tu kogoś uciszyć bez potrzeby ucinania mu głowy. Co do sposobów zabójczych - tu jest lepiej, ale na poziom nowszych Hitman-ów to niestety będziemy musieli zaczekać do kontynuacji, która mam nadzieję powstanie. 

Ogólnie polecam. Dishonored jest świetnym slasher i jeszcze lepszą skradanką. Warto dać grze szansę, choćby ze względu na klimat i moce "Asasyna Cordo". Dla mnie to gra roku. 

Far Cry 3 




Z tą grą mam problem. Z jednej strony wiele błędów dwójki zostało poprawionych, z drugiej mam tu głupią fabułę, w którą trudno się wczuć i całkiem niezłą rozgrywkę, która jednak po jakimś czasie się nudzi. I co ja mam z Tobą zrobić Vasie?

Zacznijmy od fabuły. Mamy tu pewnego młodzieńca, który pojechał na tropikalną wyspę by się zabawić. Niestety wraz z przyjaciółmi wpadł w zasadzkę piratów/łowców niewolników, którzy jak to wiadomo już od czasów Fallout-a 2 - są wredni, ale przynajmniej można ich zabijać bez wyrzutów sumienia :) I ten nasz Jason Brody po wstępie ale "boję się własnego cienia" nagle staje się megakomandosem, który ucieka z niewoli, zostaje przyjęty do plemienia (wstrzymajcie oddech) PRAWDZIWYCH WOJOWNIKÓW RAKYAT, po czym postanawia uwolnić przyjaciół i robi to w stylu Rambo, Arnolda S. i Kratosa z God of War. Kariera od zera do bohatera pełną gębą. 

Ale ok, miało być krótko. Gra naprawia błędu FC 2. Wkurzające i nudne jeżdżenie autem w tą i z powrotem, zostało ograniczone, bo lepiej autorzy rozwiązali kwestię szybkiej podróży. Od teraz możemy się teleportować do wyzwolonych posterunków (których wszędzie pełno) i do miast, a nie tylko do źle rozmieszczonych przystanków autobusowych jak w Far cry-u 2. Podoba mi się też lepsza narracja niż w poprzedniej części. W FC 2 gdyby nie recenzję to nawet bym nie wiedział, że mam łapać jakiegoś Szakala. bo gra mi nie wyjaśniła, dlaczego mam go łapać. Sam zaś bohater zamiast go szukać, zwyczajnie wykonywał sobie misję dla różnych frakcji i trudno było się zorientować dokąd to wszystko zmierza. FC 3 jest bardziej klarowne. Wiemy kogo mamy zabić, a kogo uratować i dlaczego. Fabuła na upartego może wciągnąć - jeśli tylko przymkniemy oko na głupią historię.

Sama rozgrywka też się może podobać, choć za szybko FC 3 zmienia się w Assassin's Creed-a ze spluwami. Przez sporą cześć czasu wykonujemy nudne i powtarzalne czynności jak aktywowanie wież radiowych (wspinaczkowa minigra jak w AC), zajmowanie posterunków czy polowanie. Z czasem to się nudzi, ale niestety jeśli chcemy korzystać z płynących z tego wszystkiego profitów (wieże radiowe dają darmową broń i odsłaniają mapę, skóry upolowanych zwierząt pozwalają na wytwarzanie większych pasów na amunicje i broń, oraz toreb na leki, wyzwolone posterunki pozwalają na szybką podróż) - musimy się bawić w znudzonego gracza przez dłuuugi czas. Same misją są ok, choć dziwne jest to, że za każdym niemal razem jak w fabule ma się wydarzyć coś ważnego, to główny bohater musi zostać odurzony jakimś narkotykiem, ćpun jeden :P , 

Na razie nie będę więcej pisać o FC 3 bo jeszcze go nie ukończyłem, ale mam mieszane uczucia. 

PS. Nadal nie lubię muzyki w FC 3, ale przynajmniej już nie gram z wyłączonym dźwiękiem :P 

 PS2.  Mam nadzieję, że znajomy Blogger nie obrazi się za to, że kopiuję jego zwyczaj wklejania fajnych piosenek na koniec artykułu :P

PS3 - w ramach zadość uczynienia za moje jakże okrutne zbrodnie przeciwko ludzkości wirtualnej podaję namiary na poszkodowanego blogera :P Variantologia

wtorek, 1 stycznia 2013

Yo! co tam?

Wstęp

Zacznę od spóźnionych życzeń. Tak więc wszytskiego dobrego w Nowym Roku! Oby nie był pechowy, w końcu kończy się on na 13 co nigdy dobrze nie wróży :P

A teraz słaba wymówka...

Nie odzywałem się od prawie miesiąca, a tak bardzo chciałem ten blog aktualizować co tydzień :( Ale po kolei :p

1 - Prześladuje mnie widmo pracy licencjackiej, której nie chce mi się pisać ani poprawiać, ale jednak od czasu do czasu udaję, że to robię i nawet coś tam dopisuję, więc słaba wymówka jest :P

2 - Mam do napisania parę tekstów na studia. Co prawda nawet nie zacząłem, ale sama ta świadomość sprawia, że mam przed samym sobą usprawiedliwienie by nie pisać na blogu :P

3 - Co tu dużo pisać? Pograłem w te święta. Przynajmniej będę miał o czym pisać jak tylko przygotuję jakiś szamański rytuał mający na celu przegnanie Ducha zeszłorocznego lenistwa :)

4 - Leń ze mnie straszny - to najważniejszy powód dlaczego nic nie napisałem :(

Właściwy post

Podsumowania

Koniec roku to czas kiedy większość blogerów/dziennikarzy/ ktokolwiek, z braku lepszego tematu, po prostu robi podsumowanie, czyli streszcza to co już napisał kiedyś. Jako, że ja nic nie napisałem, będą to świeże teksty, co jednak nie zmienia faktu, że będzie to, a jakze! Tam ta dam! Nic specjalnego! 

Atlas Chmur 


Widziałem, podobał mi się, jestem zadowolony. "Atlas..." to przepiękna wizualnie baśń reinkarnacyjna o tym, że nasze życia nie należą do nas. Każdy z nas już kiedyś żył i będzie żył później, a każda okazana innym dobroć lub popełnione przestępstwo wpłynie na nasze przyszłe wcielenia. Jeśli więc nie chcecie by w przyszłym życiu skończyć w rynsztoku - powinniście być mili dla innych :P

Zanim powiecie: "Hej! To tylko bzdura z hinduizmu!", dajcie rodzeństwu Wachowskich szansę. To świetny film łączący w sobie kilka gatunków - od komedii, przez dramat i film akcji z lat 70, po sci-fi i futurystyczno-psychodeliczny horror. To film, który płynnie przeskakuje z epokii kolonializmu do początku XX wieku, następnie do przyszłości i z powrotem. Mnogość wątków zachwyca. Spajający je pomysł jest ujmujący, film ma bardzo ładną klamrę kompozycyjną w postaci opowieści "starego dziada" Poszczególne watki mają swoje wzloty i upadki, ale na ogół fabuła wciąga. Do tego dochodzi jeszcze bardzo sympatyczna zabawa w: "kto kogo zagrał"? Niemal każdy z aktorów wcielił się tu w kilka ról, a staranna, z pewnością godna Oscara, Złotego Niedźwiedzia, Brzydkiej Kaczki i Uścisku Dłoni charakteryzacja sprawia, że rozpoznanie, kto jest kim nie jest takie proste, a satysfakcja jest ogromna. Będziecie ze zdumieniem wykrzykiwać: "To on!? Ale jak to?!!". Polecam, wielkie kino i jeden z lepszych filmów 2012 roku. Warto go sprawdzić osobiście. Atlas Chmur już teraz wielbiony jest przez zwykłych widzów i bloogerów, a jednocześnie jest mieszany z błotem przez krytykę.

P.S. - Celowo nie piszę o fabule by nie psuć nikomu zabawy, gdyż każdy podany szczegół może tu być znienawidzonym spoilerem.