wtorek, 11 września 2012


Obiecanki cacanki
Seria Halo do dość specyficzna seria. Heroiczny klimat – rzecz jasna w typowo amerykański sposób rozumienia tego słowa, pokemony z plecaczkami w charakterze przeciwników, pistolet na różowe igiełki i główny bohater będący Chuckiem Norrisem w zielonej zbroi, który swą prawdziwą tożsamość ukrywa pod motocyklowym kaskiem i pseudonimem, który na polski można przetłumaczyć jako – „Główny Kucharz’, lub „Mistrz Szefów Kuchni”. Jest jednak jeszcze jedna specyficzna rzecz. Większość gier z tej serii cechuje się posiadaniem własnego motta. Takim hasłem przewodnim dla Halo 3 było „Finish the fight”, dla „Halo 3: ODST” – We are ODST. Motto części drugiej było nieco bardziej rozbudowane, a mianowicie: „Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać”*. Zabawne jak bardzo to hasło pasuje do mojej obecnej sytuacji. Ale teraz przerwa na…


…nowy akapit, bo już najwyższy czas by takowy się pojawił. Otóż już jakiś czas temu obiecałem sobie, że będę prowadzić bloga. Chciałem publikować tu wpisy regularnie, co najmniej dwa razy w tygodniu. Chciałem pisać o swojej pasji – czyli o grach. Chciałem publikować recenzje, komentarze. Marzyła mi się polemika z dużo bardziej znanymi serwisami. Nawet zaplanowałem sobie serię artykułów, publikowanych pod zbiorczym tytułem: „(Nie)świeży powiew prehistorii” – traktujący o starszych grach w które da się (lub nie da się) grać współcześnie. Niestety sesja, miesięczne praktyki i ogólne lenistwo przeszkodziły mi w wypełnieniu tej obietnicy.
A teraz po wielomiesięcznej przerwie opublikowałem ten tekst. Czy to oznacza, że będę pisać regularnie? Cóż – prawdopodobnie lenistwo zwycięży, ale co tam, trzeba żyć nadzieją. O czym będę pisać? Naprawdę chciałbym ruszyć z „Powiewem” bo pomysł choć przyznaję, mało oryginalny, to jednak sama koncepcja strasznie mi się podoba. Stare gry przez społeczność są traktowane jak święte krowy. Często są otoczone ogromnym kultem, na który czasem, wręcz nie zasługują. Autorzy takich blogów  wybaczają starym grom wszystkie wady. Często wręcz zapominają, że nawet ówcześni recenzenci i ówcześni gracze nie uważali danej „świętej gry” za coś fenomenalnego tylko za zwykłego średniaka. Średniaka, który po latach nagle stał się tytułem kultowym tylko dlatego, że obrósł kurzem, lub dlatego, że odpowiedzialne za nie studio padło. Chciałem to zmienić. Chciałem pisać o starych grach z perspektywy współczesnego odbiorcy, który może spojrzeć na grę bez sztucznego kultu, jak na produkt, który ma się sam obronić, a nie jak na dzieło, które automatycznie jest świetne tylko dlatego, że autora takiego wpisu notorycznie fragują w nowym Call of Duty czy innym Battlefieldzie.
Czy cykl będzie prowadzony? To się okażę. Mam nadzieję, że tak.
Ok. starczy marudzenia. Ten wpis i tak jest już za długi, a chciałbym napisać o czymś jeszcze póki jeszcze widmo lenistwa mnie nie dopadło.
Pozdrawiam
Zostaniecie zasymilowani. Opór jest daremny. **

*Przekład własny.

**Starodawne pozdrowienie wojowniczego plemienia Borgów.