Nie tylko gry "Makbet" w Teatrze Współczesnym w Szczecinie.
W
połowie marca szczecinianie mieli okazję obejrzeć spektakl „Makbet” w reżyserii
Marcina Libera. Jako wielki wielbiciel tekstów Szekspira nie mogłem przegapić
tej okazji. Reżyser zrezygnował z tradycyjnej inscenizacji i poszedł w stronę
profetyzmu. Tak więc średniowieczną Szkocję zastąpiono światem postapokaliptycznym.
Makbet spiskuje nie w mrocznych wnętrzach gotyckich zamków ale na dachu
wieżowca – jednego z nielicznych, który przetrwał kataklizm. Zmieniły się także
stroje głównych bohaterów. Tradycyjne ubrania dawnych rycerzy zamieniono na
mundury współczesnych żołnierzy.
Zmiany
w kostiumach i scenografii nie są przypadkowe. Celem reżysera było zobrazowanie
kilku najważniejszych i najbardziej uniwersalnych motywów dramatu i
skonfrontowanie ich z współczesnymi wydarzeniami społeczno-politycznymi. Mnie
szczególnie zainteresował jeden aspekt, który Libera podkreślił grubą
krwistoczerwoną linią – dewaluacja ludzkiego życia.
W
świecie współczesnego Makbeta ludzkie życie nie ma żadnego znaczenia. Każdy
żyje na tyle długo na ile jest w stanie udowodnić swoją przydatność. Jest to
widoczne już na samym początku spektaklu. Goniec w mundurze moro zdaje relacje
z bitwy królowi. Po skończonej mowie, król karze wezwać medyka. Jednak na
wezwanie szyderczo odpowiada jedynie człowiek z rewolwerem, który zamiast
opatrzyć rannego strzela mu w tył głowy niczym oficer NKWD w Katyniu. Goniec
był przydatny póki składał relację, gdy skończył mówić był już zbędny i to był
jedyny powód dla którego zginął.
W
przedstawionym świecie śmierć nie ma żadnego majestatu, praw ani godności.
Makbet zabija króla w rzeźni, w otoczeniu półtuszy świńskich i ścian oblanych
krwią. Duncan w tej scenie nie jest traktowany jak człowiek ale zostaje
zrównany ze zwierzęciem hodowanym na ubój. Makbet na moment zabójstwa wciela
się w rzeźnika, który odbiera życie z taką łatwością jakby robił to codziennie.
Jedynym śladem wyrzutów sumienia jest to, że Makbet w chwili morderstwa stoi za
Duncanem. Nie chce, (a może boi się) spojrzeć mordowanemu w oczy. Król przed
śmiercią ma na głowie papierową torbę, jest bity przez zamaskowanych sprawców.
Traci życie siedząc na stołku w obiektywie kamery video. Scena przypomina
egzekucje dokonywane przez terrorystów, które można obejrzeć w Internecie. Jest
straszna. Przeraża swym realizmem oraz tym, że ludzie naprawdę giną w ten
sposób. Czujemy specyficzną więź z ofiarą. Nikt z nas nie chce tak umierać. Zaś
zgon króla, który w oryginale był abstrakcją – zaledwie zawiązaniem akcji tu
staje się realny na tyle na ile pozwala iluzja teatru i wyobraźnia widzów.
Dewaluacja
życia jest także wynikiem braku zaufania jaki współczesny człowiek żywi do
innych ludzi. Osoby żyjące w strachu są skłonne do zbrodni. Widać to w rozmowie
Malcolma z bratam. Rodzeństwo zostało oskarżone o zabicie króla. Nie ufają
sobie dlatego nie uciekają razem ale rozdzielają się. Jednak Malcolm podstępnie
zabija brata. Wie, że w obliczu zdrady i w sieci wzajemnych podejrzeń nie może
nikomu ufać dlatego zabija. Chęć przetrwania jest dla niego ważniejsza niż
życie innych. Nie ma żadnych wyrzutów sumienia w związku ze zbrodnią, którą
popełnił haniebnie, ale jednocześnie tak mechanicznie jakby to był zwykły
odruch.
Co
ciekawe dla bohaterów Makbeta w inscenizacji Libery, nawet własne życie nie ma
większego znaczenia. W momencie gdy Makbet i Banco pierwszy raz pojawiają się
na scenie, obaj po kolei przystawiają sobie do głowy rewolwer i pociągają za
spust. Broń nie została nabita, więc nie pada strzał, jednak żaden z nich nie
sprawdził czy w rewolwerze faktycznie są naboje. De facto obaj zagrali w coś w
rodzaju rosyjskiej ruletki, ale zrobili to bez żadnego podanego powodu i w
dodatku tuż po wygranej bitwie. Dlaczego Makbet akurat w takiej chwili chciałby
się zabić? Czy życie naprawdę nic dla niego nie znaczy nawet własne? Można
pospekulować czy mógłby to być wyrzut sumienia spowodowany wzięciem udziału w
bitwie, która prawdopodobnie zniszczyła świat, lecz nie jest to jasno
zaakcentowane w inscenizacji.
Zycie
nie miało wartości także dla Lady Makbet, która najpierw namawiała Makbeta to
przelania krwi, po czym, gdy już Makbet przejął i umocnił władzę czuła się
niepotrzebna. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, chciała zwrócić na siebie
uwagę, a gdy się to nie udało – popełniła samobójstwo dusząc się
reklamówką z logiem Tesco. Lady Makbet
najwidoczniej miała podobny system wartości do innych bohaterów inscenizacji –
skoro przestała być potrzebna nie widziała powodu dla, którego mogłaby żyć i
dlatego popełniła samobójstwo. Z powodu uczucia nieprzydatności.
Dewaluacja
życia prowadzi także do braku szacunku wobec przeciwnika. Było to widoczne już
w oryginalnym tekście. Makbet lekceważył swych wrogów, wierzył w to, że jest
niepokonany. U Libery na wieść o zbliżającym się przeciwniku gra na keyboardzie
i śpiewa piosenkę. Makbet nie szanuje życia i żołnierskiego honoru. W scenie
pojedynku z młodym Siwardem, na scenie
widzimy tylko Siwarda. Makbet nie pojawia się. Po chwili Siward pada na ziemie.
Wygląda to tak jakby Makbet zabił go strzelając z ukrycia jak tchórz, którym
się stał. Siward po swojej śmierci na przemian upada na podłogę i wstaje.
Wygląda to tak jakby ktoś oglądał film z jego śmierci na youtube-ie i kilkakrotnie
przewijał całość. Zupełnie jakby widok jego śmierci sprawiał komuś radość.
Jakby jego ofiara miała tylko jedną wartość – rozrywkę dla kogoś kto ogląda
dramat młodego Siwarda, Dzisiaj w Internecie bez trudu można znaleźć mnóstwo
filmów z egzekucji. Każdą taką scenę można oglądać i przewijać tak długo jak
tylko widz zechce. Czy nasz świat jest, aż tak zepsuty, że śmierć nie wzbudza w
nas żadnej refleksji, a jedynie pusty śmiech? Jak wielu ludzi oglądało w ten
sposób film z zapisem śmierci Suddama Husajna, Kaddafiego czy choćby Ryśka z
Klanu i Hanki Mostowiak?
Motyw
śmierci jako rozrywki widoczny jest także w kreacji Heakte, występującej w
balowej sukni. Dla niej świat ogarnięty wojną i rządzą mordu to istna zabawa.
Razem z innym duchem żartuje z szaleństwa Lady Makbet. Cieszy ją każda zbrodnia
popełniona przez jej męża. Zachowuje się jakby była na balu gdzie zamiast oglądać
tancerzy podziwia morderców niszczących życie sobie i innym i to jej sprawia
przyjemność. Jest jak widz współczesnych horrorów, którego cieszy każdy kolejny
zgon którejś z postaci.
Problem
braku majestatu śmierci dotyczy nie tylko umierających ale także ich zwłok. Po
śmierci Makbeta, Malcolm otrzymuje głowę dawnego Tyrana. Jest ona zawinięta w
reklamówkę jak mięso kupione u osiedlowego rzeźnika. Już to wystarczy by
oskarżyć Malcolma o bezczeszczenie zwłok, ale jemu to nie wystarczy. Rzuca
głowę na ziemię, przykrywa ją kocem i miażdży kawałkiem betonu. Malcolm w inscenizacji
Libery jest władcą okrutniejszym niż sam Makbet. Nie wystarczy mu satysfakcja z
pokonania przeciwnika. Musi go jeszcze upokorzyć by dobitnie pokazać, że nie
warto z nim zadzierać. Chce pokazać, że będzie rządzić silną ręką. Rozbijając
resztki Makbeta na drobne kawałki ostatecznie upokarza przeciwnika. Postępuje z
nim okrutnie. Odbiera mu status człowieczeństwa. Zniża do rangi przedmiotu,
który można zniszczyć. Bez powodu i konsekwencji. Większość kultur nakazuje
okazanie szacunku zmarłym. Ale w tym świecie nie ma o czymś takim mowy. Makbet
nie mógł liczyć na sprawiedliwy proces, litość czy choćby pochówek zgodny z
obyczajami. Jedyne co mu przyznano to cegła krusząca jego czaszkę. Libera jakby
stoi z boku i pyta czy mamy prawo tak okrutnie traktować naszych wrogów? Jaka
zbrodnia uzasadnia tak bestialskie zachowanie wobec tego kto ją popełnił? Czy
wymierzając potworowi tak surową karę nie stajemy się tym przeciwko czemu
walczymy? A może czymś o wiele gorszym, ponieważ skażonym nie tylko okrucieństwem
ale również hipokryzją.