niedziela, 9 marca 2014

W cieniu trzystu wilków

Znacie to uczucie gdy chcecie pograć w jakąś grę z mroczną i ciemną grafiką jak np. Thief 2, ale nie możecie, bo w pokoju jest tak jasno, że w monitorze widzicie tylko własne odbicie? Jeśli nie to przynajmniej wiecie już dlaczego nie lubię słonecznej pogody. Jednym ze sposobów na jej przezwyciężenie jest blogowanie i muzyka z lat 60. Proszę następny slajd. 

Wilk z Wall Street

Bardzo bym chciał zrobić recenzję najnowszego Taffera bo bardzo lubię steampunk, skradanie się i peleryny, ale przezornie założyłem, że mój siwiejący Vaio nie da rady, więc z bólem serca odkładam na nowy sprzęt. Cóż - muszę się pogodzić z faktem, że czasem to hobby wybiera Ciebie, a nie na odwrót, więc podobnie jak w pamiętnym 2004 roku muszę porzucić wspaniałe gry na koszt przeciętnych filmów. Świecie filmów strzeż się, ponury krytyk powraca. 


Zgadnijcie jaki to film. Młody człowiek z wizją postanawia  pójść na szkolenie do dziwnego typa by podobnie jak on w przyszłości zarabiać krocie w niekoniecznie legalny sposób. Charyzma i błyskotliwość bohatera nie tylko pozwalają mu wyrwać się z biedy, ale wręcz czynią z niego bogacza. Niestety upierdliwi gliniarze szybko znajdują haki na naszego cwaniaka. Finał to zaś moralizatorskie katharsis. Jaki to film? Myślicie, że Wilk? Słusznie, choć ja miałem na myśli Chłopców z ferajny. Tak jak Jerzy Hoffman w kółko kręci Potop to Scorsese w kółko w różnych konfiguracjach kręci Chłopców z ferajny i Kasyno. Wilk początkowo przypomina Chłopców, a finał jest jak w Kasynie. Różnice fabularne jest kosmetyczne i wynikają ze zmiany profesji głównego bohatera, który w nowym filmie nie jest gangsterem lecz maklerem giełdowym. Mimo  to schematy i rozwiązania fabularno-narracyjne są identyczne. Jeśli więc chcecie obejrzeć Chłopców z ferajny w innych realiach to trafiliście w dobry adres. Jednak fabularne podobieństwo to nie tylko swojego rodzaju autoplagiat. Dla wielbicieli stylu Scorsese to pewnie nawet będzie zaleta. Problemem Wilka jest jego przewidywalność. Łatwo się domyśleć już na początku w którą stronę pójdzie film i z pewną satysfakcją możemy odkryć, że mieliśmy rację. Problemem filmu jest też jego długość. Skoro już po godzinie wiem jak się on skończy to czemu mam go oglądać przez 3? Co zaś do akcji, niestety tu też mamy pewną jednostajność. Bohater na zmianę ćpa, sprzedaje obligacje i uprawia seks z kobietami. Gdyby to był film o gangsterach moglibyśmy jeszcze liczyć na okazjonalne strzelaniny, który zawsze ożywiają akcję, zwłaszcza gdy są dobrze zrobione, ale niestety przystojniakom z WS nie wypada ganiać się z bronią, a wyuzdane imprezy wbrew pozorom szybko się nudzą.

Aktorsko to w skrócie: Leo robił co mógł by w końcu zasłużyć na Oscara i faktycznie gra dobrze, ale to nie są jego wyżyny, w Incepcji zagrał lepiej. Co zaś do Hilla. Za co on dostał nominacje? Ktoś wie? Hallo?


Werdykt. Jak lubicie pikantne historyjki o tym jak to pan X zrobił interes życia, a potem spotkał blondynę z taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaakimi nogami to jest to film dla was. Warsztatowa jest dobry. Scorsese zrobił go sumiennie według sprawdzonego przepisu. Ale brakuje to artyzmu i nieprzewidywalności. W zamian za to jest pewna pretensjonalność. "Czemu ta wredna 'Merica musi zawsze deptać po piętach ludziom z wizją, którzy "tylko" korzystają z okazji na łatwy zarobek. A, że nielegalny, no panie, chcesz pan być w 100% legalny? Toż to nudne życie". 

Ocena: 
Ocena kot w pudełku. Bo liczyłeś na ślicznego persa a dostałeś zwykłego dachowca.


300: Początek Imperium 

 300 do dzisiaj jest kultowym filmem, z świetnymi bitwami, dobrym humorem i całkiem niezłymi dialogami. Kontynuacja była tylko kwestią czasu. W tym przypadku aż 8 lat. Czy twórcy wykorzystali ten czas na stworzenie dobrego filmu?

Cliff Bleszinski gdy zapowiadał swoje Gears of War 2 mówił, że zrobi grę, która będzie bigger, better and far more badass . Myślę, że twórcy 300:2 (będę je tak nazywać bo oryginalny tytuł jest za długi) powiesili sobie to motto nad łóżkiem i czytali je przed zaśnięciem. Nowy film jest większy od poprzedniego pod każdym względem. 300 miało tylko jedną bitwę. Tu mamy ich kilka: Maraton, Salamina i parę mniejszych pomiędzy. Na chwilę nawet wracamy do Termopil. W 300 była tylko bitwa lądowa. Tu mamy bitwy morskie. Walczących jest tu więcej, wątków jest więcej, bohaterów, nawet scena seksu jest dłuższa, bardziej rozbudowana i mająca więcej do powiedzenia. W 300:1 seks był formą ucywilizowania brutala, ucieczką ze świata przemocy do krainy uczuć. Deklaracją miłości, sentymentalnym pożegnaniem itp. W nowym filmie seks jest starciem silnych charakterów. Grą o dominacje, formą rozstrzygnięcia kto jest lepszy. Uczucie nie miało znaczenia, liczyło się tylko zaprezentowanie swojej siły, sprawności fizycznej, narzucenie drugiej stronie swojej woli, zniewolenie jej. Zaowocowało to intensywną brutalną sceną, znakomicie wpasowującą się w kult przemocy charakterystyczny dla innych scen filmu i chyba jedną z lepszych w ogóle w tej części. 
300:2 ma świetne sceny akcji. Walki są widowiskowe i naprawdę dobre, choć trochę podobne do siebie, zlewają się w jedno. Bitwy morskie są lepsze niż we wszystkich czterech Piratach z Karaibów razem wziętych. To prawdopodobnie najlepsze bitwy morskie w historii kina, nawet jeśli nierealistyczne i chwilami wręcz głupie. Bitwy morskie jak najbardziej na plusie, warto zobaczyć film, choćby tylko dla nich. 

Ale. Film ma słabe dialogi. Zabrakło efektownych one-linerów z których słynęła jedynka. Bohaterowie są płascy i papierowi. Ateńczycy i Spartiaci homogenizują się w jedną masę, rozróżnianą jedynie po kolorze płaszczy. Temistokles to cienka kartka papieru z napisem: "PATRIOTYZM" z jednej strony, a z drugiej: "chciałem być Leonidasem". Najmniej przekonująca postać filmu. Kserkses był taka sypatyczną postacią w jedynce, a tu jest emo-nastolatkiem, który załozył kolczyki bo tatusia mu ustrzelili. Zero wyrazu i osobowości. I jeszcze ta głupia scena przemiany jak wchodzi do wody "normalny" i jak wychodzi stamtąd "zakolczykowany". Ja wiem, że to miała być symbolika, ale wyszła z tego jarmarczność. Tak, Mała Syrenka pod wodą robiła mu piercing.
Sporo osób narzekało (w tym i ja), że w jedynce pokazano Persów tak jak orki we Władcy pierścieni. Tutaj mamy bardziej realistyczną wizję Persów i wiece co? I nagle jest nudno. Bo wrogowie są tacy zwykli i niewyróżniający się. Zabrakło zdeformowanych tancerek, magów, bojowych zwierząt i pokręconych gigantów rodem z projektów Clive'a Barkera. Persowie to teraz taka armia klonów na jeden cios mieczem. Nawet Nieśmiertelni się nie wyróżniają, choć w jedynce różnili się wyglądem i stylem walki. Tutaj to po prostu panowie w maskach i tyle. 
Także zrównanie wizerunkowe Ateńczyków i Spartiatów jest według mnie błędem. Frank Miller narysował swoich wojów w gaciach i pelerynach by wyeksponować ich męstwo. To, że są tak dzielni, że w przeciwieństwie do innych narodów nie potrzebują pancerzy bo są tak męscy, tak dobrzy, tak waleczni, tacy wow. Ten film stawia znak równości między jednymi i drugimi. Sprawia, że stylistyczny zabieg Millera nie miał sens, że wcale nie wyróżnił potomków Likurga. Moim zdaniem twórcy powinni wykazać się kreatywnością i chociaż spróbować jakoś wyróżnić Ateńczyków, nie tylko kolorem peleryn. 
I osobny akapit dla Artemizji, granej przez Evę Green. Najjaśniejszą gwiazdę filmu, dla której naprawdę warto iść do kina. Green świetnie gra opętaną przez zemstę, szaloną i nieobliczalną boginię śmierci, zemsty, krwi i rozpaczy. W jej sercu jest piekło, w oczach mrok. Bije z niej strach i erotyzm jednocześnie. Groza i fascynacja. Odrobina groteski i znacznie więcej podziwu. Jedyne dobre kwestie tego filmu wypływają z jej ust. Każda scena z jej udziałem poprawia film o co najmniej dwie gwiazdki. Szczególnie jedna scena będzie się śniła wyrostkom po nocach. To jedyna postać tego film z osobowością, której tak brakuje innym bohaterom. To też najlepiej ubrana postać filmu. Spece od kostiumów z upodobaniem graniczącym z fetyszem ubierali ją w coraz to lepsze gotyckie kiecki, które nie dość, że stanowiły wizualną ucztę to jeszcze podkreślały mroczny charakter postaci. Może i przesadzam, ale tak jak Imperium Kontratakuje ogląda się dla Vadera, tak 300:2 powinno się oglądać dla Artemizji. Jesli nie lubicie wrednych kobiet w fajnych kieckach to nie będziecie mieć radości z tego filmu. 
I na dobitkę. Najpierw film serwuje nam serię dłużyzn, a potem jak się zaczyna robić ciekawie, gdy ekranowa przemoc osiąga swoją szczytową formę i gdy się już wydaje, że za chwilę zobaczymy coś naprawdę wspaniałego... film nagle się urywa. Gdy pojawiają się napisy końcowe, nikt nie chce wierzyć, że to już koniec. Każdy ma wrażenie, że gdzieś tam jest jeszcze jakieś zaległe pół godziny, które ktoś przez przypadek wyciął. Lub zrobił to specjalnie by pokazać je w części trzeciej, albo w reżyserskiej wersji filmu. Tak się nie robi. Nie przerywa się zabawy w momencie gdy staje się ona najfajniejsza, to budzi niedosyt i niezadowolenie. Buuu. 
Ogółem film ma swoje plusy, za które warto go zobaczyć, jednakże liczne wady z pewnością już na starcie pozbawią go statusu kultowego. 

Ocena, wyjątkowo będzie podwójna Już tłumaczę. 

Ten o to śliczny kotek za Artemizję, która jest świetna i dla niej warto obejrzeć film.

I ten o to smutny kotek, jako ocena całości. Bo 300: Początek imperium powinno być przeżyciem równie wspaniałym jak jedynka, a tymczasem dostaliśmy film średni z dużymi ambicjami i długą listą potknięć. Warto iść do kina, ale nie oczekujcie uczty równie dobrej jak pierwsze 300.

Bonusy

1/2/3


7 komentarzy:

  1. Miałam iść do kina na drugą część 300, ale po zobaczeniu zwiastuna... odpadłam. Po prostu już sam trailer trącił bardziej grą komputerową, niż filmem (tak, wiem, że pierwsza część to też w głównej mierze zasługa komputera, ale tam przynajmniej postacie okazały się interesujące). Tutaj zrezygnowałam z kina, zdecydowałam się obejrzeć to w domu. I widzę, że to było słuszne posunięcie ;)

    co do 'Wilka', to jakoś nie mogę się za niego zabrać :o nie wiem, jak lubię Leo i większość filmów z jego udziałem, to ten jakoś mnie odstrasza. W sumie wyszło na to, że zrecenzowałeś dwa filmy, do których ciężko jest mi się przekonać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie też oba filmy były zawodem, spodziewałem się lepszych produkcji. Od razu mówię, że do Wilka byłem trochę uprzedzony co być może zniekształciło mój osąd, jednak nie uważam, że ten film zmienił moje życie, więc poleciłbym go tylko wtedy gdy naprawdę nie masz co robić. W innych sytuacjach, lepiej sobie odpuścić :)

      Usuń
  2. Ech, przestałem być z filmami na bieżąco już jakiś czas temu. Ostatni, na którym byłem w kinie to Grawitacja, a najnowszy, który oglądałem, to Frozen. Myślę, że jak sobie ustalę taki półroczny albo roczny bufor, to czas pogrzebie to, co jednak niewarte uwagi. Więc mogę powiedzieć tylko o 300, i to tyle, że sceny, które najbardziej mi się w nim podobały, to te przypominające faktyczny kadr z komiksu. Pchnięcie włócznią dla przykładu.

    A 300:2 to 150.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "A 300:2 to 150."

      Nawet pasuje. Przy założeni, że 300:2 jest tylko w połowie tak dobre jak część pierwsza, to nazywanie jej "150" jest zasadne. Dzięki za sugestię :D

      Ja tak różnie, teraz korzystam z faktu, że mieszkam blisko kina, to się nawet tam czasem pojawiam, ale w innych okolicznościach też potrafię nie zaglądać tam przez dłuższy czas. Ogółem stare filmy jakoś bardziej mi się podobają.

      Usuń
  3. Nie recenzuj dwóch filmów w jednym wpisie bo ciężko się to czyta, tym bardziej z kolorystyką Twojego bloga, która niestety nie sprzyja oczom :( Oglądałem Wilczka, bo wszyscy się nim zachwycali i okrzykiwali "filmem roku". Dla mnie bezpodstawnie. Za długi. Drugiego zaś nie miałem jeszcze okazji, może po Twoim wpisie się to zmieni! Pozdrawiam. Pasym.

    www.pasympisze.blogspot.com


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yo dzięki za wskazówkę. Przez długi czas myślałem, że tak trzeba, bo wielu innych blogerów robi recenzję dwóch filmów na raz. W sumie jeden tekst = jedna recenzja nawet mi pasuje, bo będę mógł częściej wrzucać teksty i będą one krótsze.

      Co do kolorków - tak przydałoby się trochę pozmieniać, ale na razie nie mam pomysłów na co :P Pokombinuję :D

      Usuń
  4. @Hektor
    Co ty na to abyśmy napisali coś razem? Chodzi o to, że też się interesuję grami i ogólnie całym game'ingiem. Przemyśl i napisz do mnie na: pasymblog@o2.pl

    OdpowiedzUsuń