poniedziałek, 16 grudnia 2013

Nieświeży powiew prehistorii: Komando (1985)

Lubię filmy akcji z lat 80. Nie zrozumcie mnie źle. Nie jest megafanboyem. Wiem, że nie jest to kino wysokich lotów. Wiem, że ma liczne wady, wiem, że jak pomyślę przez 5 minut to wymyślę co najmniej 10 lepszych filmów. Jednakże filmy akcji z lat 80. mają w sobie ogromny potencjał rozrywkowy. Większość akcyjniaków z tamtego okresu ma w sobie więcej humoru niż dzisiejsze komedie, zaś tempem akcji i charyzmom bohaterów wielokrotnie przewyższają to czym żyją współcześni widzowie. 
Filmy akcji z lat 80. zasługują na osobny, długi tekst. Jednak dziś krótko o symbolu tamtego kina. Komando z 1985 roku. 


Film ma wszystkie wyznaczniki kina tamtych czasów: charyzmatyczny bohater, karykaturalni wrogowie (mój ulubieniec to psychol w kolczudze, wygląda jakby był trochę za stary na Haloween), dużo wybuchów, mało sensu, więcej wybuchów, dużo broni, głupie teksty i obowiązkowy duet: silny, pewny siebie mężczyzna i nieporadna kobieta, która ma wyglądać, ewentualnie być ratowana. 

Komando to poezja tego gatunku. Akcyjniaki miały to do siebie, że główny bohater cały film musiał udowadniać, że to on jest największym kozakiem w mieście, co z perspektywy dzisiejszego widza, jest po prostu zabawne. Szczególnie scenka, gdy Schwarzeneeger mówi innemu żołnierzowi, że powinien ustawić się pod wiatr bo wtedy wywęszy wroga. Wywęszy. Przecież ludzie nie mają tak czułego węchu. I jeszcze Arnie dopowiada: mnie się udało! Śmieję się z tego drugi dzień. Jest jeszcze przekomarzanie się Arniego z przeciwnikiem: Nie masz ze mną szans, byłem w zielonych beretach! A Arnie na to: Zjadam zielone berety na śniadanie, a teraz jestem głodny!!! 

Kino w ostatnich latach bardzo się zmieniło i świetnie to widać na przykładzie Komando. Teraz bohater kina akcji ma być przystojny i budzić zaufanie, zapewne po to by łatwiej było zaciągać kobiety do kina <tryb złośliwy aktywny> . 30 lat temu celowano w nastolatków. Uwierzcie mi, chyba każdy nastolatek z lat 90. (w Polsce to właśnie wtedy akcyjniaki miały największą popularność, głównie dzięki Polsatowi) chciał wyglądać jak Schwarzeneeger albo Stalone. Piszę to teraz obiektywnie - tamci herosi mieli charyzmę. Rozbudowana muskulatura budziła respekt, podobnie jak umiejętność strzelania z M60 trzymając je w jednej ręce. Z tych aktorów biła siła. Autentycznie wierzyliśmy w ich niszczycielskie umiejętności. 

O tamtych filmach mógłbym jeszcze długo, a chciałem by ten wpis był krótki, więc obiektywnie o "Komando". Szczerze mówiąc - pierwsza połowa filmu jest raczej nudna. Arnie rzuca kilka dowcipnych tekstów to fakt, ale większość scen to takie bieganie bez celu i naprawdę mocno naciągane śledztwo głównego bohatera w sprawie zaginięcia jego córki. Prawdziwy film zaczyna się w drugiej połowie, gdy  Schwarzeneeger dociera na wyzpę pełną "złych ludzi". Mam tu wszystko, za co lubię te filmy. Scena zbrojenia się (kultowe już zakładanie stroju składającego się z paramilitarnych ciuchów i tuzina broni). Potem jest jeszcze lepiej. Arnie obowiązkowo zabija po cichu kilku wrogów, a potem zaczyna się faktyczna zabawa. Protagonista biega, skacze, strzela z kilku karabinów, wszystko wylatuje w powietrze, wrogowie padają jak muchy, czasem giną w sposób absurdalny, jak w scence, gdy Arnie ukrywa się w szopie z narzędziami i rzuca we wrogów piłami tarczowymi. 
Film wieńczy pojedynek na noże z głównym złym. Pojedynek kiczowaty, pełen majestatycznych wymian ciosów, siłowania się itd, zaś całość kończy się w sposób absurdalnie idiotycznym zgonem tego złego.

Absurd, przesada, brak realizmu, niedorzeczna skuteczność herosa - to główne wyznaczniki Filmów akcji z lat 80. W porównaniu z nimi dzisiejsze produkcje wydają się takie nudne i mało efektowne. Mnie jako widzowi najbardziej w nowym kinie akcji przeszkadza pewna pretensjonalność. Komando miało prostą fabułę. Bohaterowi zabrano dziecko, więc ten się dozbroił i poszedł zrobić rozróbę. Nowe kino musi zahaczać o problemy społeczne, musi na siłę komentować rzeczywistość, musi być realistyczne. Wychodzą z tego filmy nudne i pretensjonalne, które fabularnie są za słabe by wpłynąć na nasz światopogląd, zaś sama akcja jest zbyt nieciekawa, by mi się chciało wytrwać do końca. Naprawdę żałuję, że styl lat 80. powoli odchodzi do lamusa, przez co muszę raczyć się takimi jaskółkami jak Niezniszczalni czy Maczeta i naprawdę nie mogę się doczekać dobrego, nowożytnego filmu akcji. Por qué filmowcy? почему? 이유? なぜ? 

I na zakończenie ostatnia złośliwość:

Idole młodzieży dawnej:


Idole młodzieży obecnej:
 

Sami to skomentujcie :D 

Bonus 

1/2/3/4


piątek, 6 grudnia 2013

64 bity zagłady

Posta zacznę, tak jak należy czyli od starego znajomego z czasów dzieciństwa:




Przyznaję minęło sporo czasu od publikacji tego materiału:


http://www.youtube.com/watch?v=ea-BFMp2kKo




Doczekał się on wielu krytycznych głosów oraz tego satyrycznego filmiku:





Oraz wypowiedzi o charakterze uspokajającym:





Ja sam zająłem się tą sprawą tak późno z wielu powodów. Uważam że to dobrze, że się powstrzymałem. Początkowo chciałem ten materiał obsmarować i zrównać z ziemią. Chciałem zareagować emocjonalnie. Dałbym się sprowokować, zareagowałbym agresywnie. Chyba o takie reakcje chodziło dziennikarzom TVP. W moim przypadku się nie udało. Mam zamiar przedstawić temat z innej perspektywy. 


Moim zdaniem ten problem jest sztuczny. Jego nie ma. To sztandarowy zapychacz wiadomości, po który sięgają media gdy nie ma czego pokazać na antenie. Ewentualnie wtedy gdy ludzie za często pytają o misję mediów publicznych. Dlaczego ten problem nie istnieje? Przypomnijcie mi - ilu uczniów w ostatnich latach, w Polsce przyszło na zajęcia z AR-15 i zaczęło strzelać do swoich kolegów? Jak wielu gimnazjalistów w 2012 roku podkładało bomby w swoich szkołach? Ile takich maskar miało miejsce na terenie Polski w ciągu ostatnich 10 lat? No właśnie. W Polsce to marginalny problem, wyolbrzymiany przez media, które szukają sobie wroga. W latach 80. wrogiem był Heavy Metal, teraz są to gry. Możemy się zastanowić jakie hobby będzie złe za 20, 35 i 50 lat. 

Tymczasem w Afganistanie szkolenie przyszłych terrorystów przebiega wyśmienicie. 

Trzeba jednak przyznać, że uczniowie polscy są bardzo narażeni na pewien dysonans. Zapewne na zajęciach z polskiego omawialiście takie lektury jak Romeo i Julia, Król Edyp, Krzyżacy, Quo Vadis, Tristan i Izolda, W pustyni i w puszczy czy Pieśń o Rolandzie. Przypomnijcie sobie. Czy choć raz przy okazji rozmów na temat tych lektur w klasie został poruszony wątek zabijania? 
Staś zabił kilku Beduinów, Romeo wybił pół miasta, Roland nawet w czasie agonii nie odmówił sobie roztrzaskania głowy pewnego islamisty. W Królu Edypie pod koniec dochodzi do kilku samobójstw. To wszystko lektury szkolne, którymi uczniowie w teorii są karmieni. To wszystko mądre i pouczające historie, które mają znać wszyscy Polacy - zdaniem ministerstwa edukacji narodowej. I teraz taki uczeń po tych wszystkich lekturach wraca do domu by zagrać w Call of Duty. Nagle dowiaduje się od przerażonej matki (która właśnie skończyła oglądać wiadomości), że gry są złe i zabrania mu grać bo jeszcze wyrośnie na zabójcę. Gra ląduje w śmietniku, a uczeń w łóżku ze Zbrodnią i karą 

Przyznaję, że minęło trochę czasu od kiedy ukończyłem gimnazjum i liceum, ale z tego co pamiętam to Zbrodnia i kara była chyba jedyną lekturą, w której główny bohater został potępiony za swoje mordercze skłonności. W większości przypadków, nauczyciele wychodzą z założenia, że wszystko co robi bohater jest dobre i słuszne i "takie godne naśladowania". Ciekawy frazes, który był mile widziany w zakończeniu niemal każdej charakterystyki postaci, nawet takich jak Romeo. "idźcie i zabijajcie w imię miłości". 
Modern Warfare 2 - grasz żołnierzem, broniącym ojczyzny - przepraszam, grasz psychopatą słuchającym Black Sabbath i strzelającym bez powodu do niewinnych ludzi z kałachami. 

Nie okłamujmy się. W dzisiejszym świecie przemoc jest wszędzie. W telewizji, w wiadomościach, w lekturach w gazetach itd. Śmierć i przemoc pojawia się nawet w filmach animowanych dla dzieci. Choćbyśmy się bardzo starali to nie uchronimy najmłodszym przed widokiem śmierci. Może więc problem nie polega na tym, że młodzież widzi śmierć w grach i w filmach, ale na tym iż bardzo rzadko w szkole rozmawia się na temat śmierci i zabijania, a jeśli już się to robi, to wręcz w ramach gloryfikacji. Gdy np. wymienia się cechy Rolanda to od razu mówi się: dobry rycerz. Czemu dobry? Bo szybko zabija. Bo w jednej ze scen pokonuje przeciwnika, przecinając go na pół. Przy okazji rozmów o Longinusie z Ogniem i mieczem mówi się: odważny i skory do poświęceń, przemilcza się: marzył o ścięciu trzech głów jednym cieciem. Na lekcjach historii omawia się wojny - głównie z perspektywy zwycięzców. Z perspektywy ludzi, którzy wplątali tysiące innych w krwawe kampanie, którzy skazali na śmierć wielu niewinnych. Podziwia się Ryszarda Lwie Serce za to, że też brał udział w bitach - za to, że nie tylko dowodził swoimi wojskami,ale też zabijał. Wreszcie z dumą mówi się o dzieciach biorących udział w Powstaniu Warszawskim.

Pokazujemy dzieciom morderców i mówimy im, że to "wzór do naśladowania", ale nagle robimy problem gdy to samo dziecko chce zagrać w Call of Duty lub posłuchać piosenki The Trooper zespołu Iron maiden.

Ta okładka jest taka brzydka, muszę zastrzelić kilku ludzi - żaden metal nigdy tego nie powiedział :) 

Nie twierdzę, że z programu nauczania powinniśmy usunąć wszystkie lektury, w których pojawia się przemoc, ale może powinniśmy zacząć o niej w końcu dyskutować. Dyskutować mądrze. Wyjaśniać uczniom, że zabijanie jest zawsze złe bez względu na okoliczności. Że zabijanie jest złe nie tylko w Call of Duty, ale także w W pustyni i w puszczy i w Krzyżakach. Być może w kontekście takiego Ogniem i mieczem nauczyciele powinni rozmawiać z uczniami o złych skutkach wojen. O tym co starcia robią z ludzką psychiką. Może nie głupim pomysłem byłoby sprowokowanie uczniów do rozmowy na temat, czy Longinus dekapitował ludzi bo był chorym psychopatą, czy może robił to dlatego, ze zmusiły go okoliczności. Ale przedewsztkim skończmy z tą irytującą hipokryzją. Z poglądem, że sceny zabójstw w lekturach są ok, ale podobne w kinie już nie. 




To jedna z najlepszych scen, pochodząca z jednej z najlepszych gier komputerowych - Metal Gear Solid 3. Niejaki Sorrow podczas swojego spotkania z bohaterem gry, Snake'iem, zamiast z nim walczyć postanawia mu pokazać jak wielkich szkód dokonał do tej pory. W tej scence pojawiają się wszyscy ludzie jakich do tej pory zabiliśmy. Czasem da się ich rozpoznać,po stroju, lub innym szczególe. Część z nich rzuca się na bohatera z krzykiem: To byłeś TY!


Być może w taki sposób powinniśmy rozmawiać o zabijaniu. Może okrzyk typu: O mój Boże! Jeszcze jedna gra i mój syn wysadzi szkołę bombą atomową! Jest już zbyt karykaturalny i przez to całkowicie nieskuteczny? 


Bonus, podobno gry nie wzbudzają empatii:

1/2/3/4/5