czwartek, 9 stycznia 2014

Daj sobie siana i sam się wyloguj!!!

Cześć! Jestem Hektor (tak, wiem, że 90% czytelników wie jak się naprawdę nazywam, ale przedstawianie się pseudonimem jest takie fajne, nie umiem z tego zrezygnować) i jestem no-lajfem. Właściwie to zawsze byłem no-lajfem, na długo przed gwałtownym rozwojem mojej pasji do gier i internetu. Wcześniej byłem kujonem. Był czas, że umiałem wszystko na każdy przedmiot. Dużo czytałem książek, tak lektur jak i pozycji spoza kanonu. Zwykle miałem mało znajomych. Szczerze mówiąc źle mi się oni kojarzyli. Zwykle ci sami ludzie, którzy najpierw po przyjacielsku prosili mnie o pomoc w nauce, kilka przerw później śmieli się z mojej wady wzroku, nadwagi albo jeszcze czegoś. To był jeden z powodów dla których w dzieciństwie wolałem sobie poczytać albo pograć niż wyjść na podwórko i po raz setny usłyszeć dlaczego nie powinienem tego robić. No ale starczy już tych personalnych wtrętów. 


Internet zaskakuje. Zawsze gdy już mi się wydaje, że przeciwnicy gier dali sobie spokój i zajęli się czymś bardziej produktywnym, nagle ktoś w necie podnosi chorągiew i wszczyna kolejną krucjatę przeciwko no-lajfom. Jako ktoś taki traktuję to bardzo osobiście. Gdy jedna z takich reklamówek angażuje w swój cel, pewnego dość znanego w Polsce rapera, sprawa robi się poważna. Podejmuję rękawicę. 

Na cel biorę akcję społeczną: "Wyloguj się do życia", której wunderwaffe jest filmik z niejakim Sokołem w roli naczelnego moralizatora. 


Fakt iż tego typu akcje społeczne pojawiają się cyklicznie dowodzi tylko ich nieskuteczności i uporowi twórców. Każdy kolejny projekt przegrywa z rzeczywistością, więc tworzy się jego nowszą wersję i ponownie zaśmieca się internet, w nadziei, że tym razem się uda. Nie, nie uda. Każda z tych akcji popełnia jeden zasadniczy błąd. Uzależnienie od sieci traktuje jako problem, a nie jako objaw. Jednym słowem, "walczących o zatłoczone podwórka" razi to, że młodzież spędza czas przed internetem, ale nie docieka dlaczego to robi i jak temu zaradzić, a co za tym idzie, nie dostrzega prawdziwych problemów i proponuje infantylne rozwiązania. Lepsze wymyśliłyby dzieci z podstawówki. Zdaniem twórców, problemem jest spędzanie czasu w sieci, a jego rozwiązaniem jest wyjście na dwór. WOW. To trochę tak jak komuś kto bierze narkotyki powiedzieć: "nie bierz", albo komuś kto doświadcza przemocy w domu powiedzieć: "wyprowadź się". Niby o to własnie chodzi, ale świat nie jest taki prosty. Uzależniony od narkotyków potrzebuję trapi. Sama chęć rzucenia nałogu nie zawsze wystarcza. Osoba doświadczająca przemocy w rodzinie potrzebuje pomocy z zewnątrz. Niby gdzie ma się przenieść bity dziesięciolatek? Pod most? Proste rozwiązania nie zawsze są skuteczne. 

To mój największy zarzut nie tylko do tej kampanii, ale też do każdej innej. Nie truj, że dzieci grają w LOL-a, ale pytaj dlaczego wolą grę od spotkań z rówieśnikami i nie mów, że samo wyjście na podwórko i kopnięcie piłki rozwiązuje problem bo sam się ośmieszasz. 

A przyczyn unikania rówieśników może być wiele. Nie wiem czy jest sens wspominać o czymś tak oczywistym jak nieśmiałość, przez co zagadanie do osób płci przeciwnej bywa trudne. Tu pojawia się też wątek pewnego zniechęcenia. Gdy ktoś po kilku nieudanych próbach zaproszenia koleżanki na studniówkę, rzuca wszystko w cholerę i idzie pograć na konsoli, to świat nie powinien mieć do niego pretensji. próbował, nie udało się, pogódź się z tym Sokół. 

Kolejną może być zjawisko bullyingu. To chyba też nie wymaga wyjaśnień? Dzieci dokuczają innym dzieciom na skale światową. Kim jesteśmy by oczekiwać, że znęcany będzie chciał się bawić ze swoimi oprawcami?

Wspomniałem, że film proponuję infantylne rozwiązania. O to je piętnuję. Chłopak wychodzi na dwór, sekundę później poznaję dziewczynę, dwie minuty później jedzie z nią na koncert i śpi z nią w namiocie. Idylla. Nie ma to jak rozwiązywać problem przy pomocy scenki rodem z filmu pornograficznego. Chyba tylko w tamtych filmach przypadkowe spotkania kończą się wielką miłością. Sorry, ale jak wielkie jest prawdopodobieństwo, że spotkasz miłość życia pod domem? Nie można proponować ludziom nierealnych rozwiązań bo traci się wiarygodność. A może chłopak nie jeździ na koncerty bo nie ma pieniędzy? No co? Bilety kosztują. A z resztą co to za frajda stać samemu w tłumie nieznanych osób? Film świadomie olewa problem samotności w tłumie, licząc na to, że samo przebywanie z innymi ludźmi rozwiązuje problem alienowania się. Z całym szacunkiem dla twórców owej reklamówki, ale drodzy panowie. Nie znacie problemu. Nie wiecie jak go rozwiązać. Nie rozpoznacie no-lajfa i jego prawdziwych problemów, nawet jeśli on sam wam w mailu wszystko opisze. 

Kolejna dygresja ma charakter genderowy, a co? To takie modne ostatnio. Nie lubię narzucania ról społecznych. Czemu chłopak musi uprawiać sport, a dziewczyna koniecznie musi być malarką? Nie może być na odwrót? To takie nienowoczesne, staroświeckie i na siłę moralizatorskie. Mówisz "bądź sobą", a jednocześnie chcesz by chłopak wyglądał jak setki jego rówieśników i jarał się tym czym miliony ludzi na świecie czyli sportem. To nie jest bycie sobą. To jest asymilacja. Oglądam mecz razem z kolegami i mam fryzurę taką jak oni by wiedzieli, że jestem normalny. Co to znaczy być sobą? Dla mnie nic. To tylko pusty slogan, ale gdyby już ktoś koniecznie mnie zapytał to proszę: dla mnie być sobą to zapuścić długie włosy, słuchać metalu i nie robić niczego wbrew sobie i swoim przekonaniom. Jeśli masz odwagę otwarcie przyznać się do tego, że coś lubisz i nie wstydzisz się tego pokazać, to znaczy, że jesteś sobą. 

Przed badaczami jeszcze długo droga. Zgadzam się, że bycie no-lajfem na dłuższą metę nie jest dobre. W końcu kolejny etap to Hikikomori, czyli alienacja totalna, brak kontaktu ze światem zewnętrznym. Stan idealny :) Ale sposób w jaki badacze chcą temu zapobiec wciąż jest błędny. Nie chodzi o samo siedzenie w sieci, ale o to czego ludzie tam szukają i dlaczego świat wirtualny jest dla nich bardziej atrakcyjny. Grzeszkiem strasznie irytującym jest też moralizatorstwo i wyznaczanie granic. Mówienie: gra w piłkę jest DOBRA, granie w Quake'a jest BEEE!!! Proponowanie infantylnych rozwiązań, które nie zadziałają w prawdziwym życiu też jest waleniem głową w mur. Co się stanie gdy no-lajf wyjdzie do baru? Wypije piwo, postoi w kącie, wróci do domu pograć w ulubioną grę. Problem jest dużo szerszy, społeczny wręcz, samo wyjście do ludzi nie jest rozwiązaniem. 

Stop fighting?

Ale czy rozwiązaniem problemu bycia no-lajfem koniecznie musi być asymilacja? To myślenie Stalina. Niech wszystkie kraje połączą się w Związek Radziecki to świat będzie piękny. Powiem szczerze, że ja się najlepiej czuję w towarzystwie innych no-lajfów. Rozmowa z ludźmi o podobnych zainteresowaniach do moich daje mi więcej niż na siłę upodabnianie się do innych i takie rozwiązanie twórcy filmiku też powinni brać pod uwagę. Internet śmieje się z Obozów League of Legends, ale może w tym szaleństwie jest metoda? Psychologia społeczna udowadnia, że chętniej zaprzyjaźniamy się z osobami podobnymi do nas. Kto powiedział, że nikt na tym obozie z nikim się nie zaprzyjaźni? A dzięki grze, uczestnicy będą "spędzać" ze sobą czas także po obozie. Przyjaźń internetowa może wydawać się śmieszna, ale jeśli to jedyny sposób na spotkanie ludzi podobnych do siebie to czemu grozić palcem i zabraniać innym? 

Na zakończenie odpowiedź internetu na powyższą krucjatę:


Która była by lepsza gdyby nie dziwna puenta, oraz myśl przewodnia z tejże parodii - "100% nastolatków, którzy kiedykolwiek skorzystali z internetu - umrze". 

7 komentarzy:

  1. Jakiś czas temu obejrzałam "Wyloguj się do życia" i też wydało mi się to straszliwie infantylne. Plus ten Sokół w roli "naczelnego moralizatora", stróża zbłąkanych duszyczek, no po prostu śmiech na sali...
    A JEDNAK:
    Obserwując reakcje moich znajomych na facebooku, którzy masowo udostępniali ten filmik, zauważyłam jednak, że oni uznają tę kampanię za świetną, przełomową wręcz. Są to ludzie dorośli, którzy uznali ten sygnał za coś nowatorskiego < taa >, w dodatku porównywali to, co "dzieje się" obecnie, z tym, co jak to oni spędzali czas będąc dziećmi. I dla nich konkluzja nasuwa się sama: fakt, że spędzili pół życia na podwórku jest wzorem do naśladowania, a to, co dzisiejsza młodzież robi ze swoim życiem, to społeczne samobójstwo i ogólna masakra.

    Bawi mnie ta kampania, bo tak jak mówisz (i idealnie trafiasz w sedno) - przedstawiona historia i jej rozwiązanie są tak infantylne, że aż oczy bolą od oglądania. Nie dość, że stereotypy są tu jak na tacy (choć wiem, że w ten sposób chcą lepiej trafić do tej zdegenerowanej, przesiąkniętej komputerowym złem młodzieży), to w dodatku tak demonizują owe zjawisko, że chyba mało która osoba - taka faktycznie uzależniona od gier czy neta, odnajdzie w tym obrazku samego siebie. Te podkrążone oczy, zachowanie a'la Gollum z WP. Jezu, zamknąć to w psychiatryku!

    Doceniam, że ktoś się wysilił, by zaprosić do kampanii słynnego rapera (bo jak wiadomo w tym kraju to hip hop rządzi), bo dzięki temu mało kto nie widział tego filmu. Mimo wszystko, takie przekoloryzowanie, taka przesada i infantylizm sprawiają, że jest to po prostu śmieszne.

    W dodatku powiem Ci, że fakt faktem, wiele "noł lajfów" z czasów mojego "dzieciństwa", obecnie radzi sobie całkiem nieźle. W dodatku mają masę zainteresowań, co sprawia, że mają czas, by rozwijać swoje talenty. Znaleźli znajomych, imprezy i wszystko inne - gdy poszli do jakiegoś innego liceum, lub na studia. Oczywiście nie każdy nołlajf to osoba, która ma inne zainteresowania poza nie wiem, takim lolem na przykład, ale akurat ja częściej spotykałam się z osobami mającymi różnorodne, ciekawe hobby(po prostu znajdujesz się w sytuacji, gdy trzeba znaleźć sobie jakieś zajęcie, bo jest nudno - np. Ty czytałeś książki, ja tak samo, czasem nawet malowałam i pisałam opowiadania - w dodatku jestem jedynakiem, więc często musiałam wymyślić sobie jakieś zajęcie, gdy koleżanek nie było w pobliżu).

    Wiele z tych "podwórkowców" (ale zaznaczam: absolutnie nie wszyscy) skończyło dość marnie, np. studiowali jakiś słaby kierunek w pobliskim mieście, bo szkoda było im zostawiać starych znajomych, a teraz pracują dorywczo za granicą. Co do dziewczyn w moim wieku i młodszych, takie "ekstra wypady i imprezki" skończyły się tym, że obecnie mają kilkuletnie dzieci.

    Więc wszystko ma swoje granice, wszystko wymaga jakiegoś tam poświęcenia, wszystko pożera nam czas i niemal wszystko może prowadzić do "naszej zguby". Chyba najlepiej znaleźć w tym wszystkim jakąś równowagę, ale komu jest to dane? Doba ma tylko 24 godziny, więc ciężko znaleźć czas na naukę, szkołę, dziewczynę, rozwój zainteresowań i regularne przebywanie ze znajomymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yo Dzięki za komentarz, lubię komentarze!
      Co tu dużo mówić - w pełni się zgadzam, z tym co napisałaś. Osobiście też znam kilku podwórkowców z dziećmi, po ślubie albo i bez. Nie mówię, że to źle, zwłaszcza jeśli ktoś uznał, że wiek 22, 24 albo 19 to faktycznie idealny czas na zakładanie rodziny, nie chcę nikogo potępiać. Znam też paru no-lajfów, którzy pokończyli studia, mają dziewczyny i normalne życie, więc wbrew temu co głosi filmik, sieć i gry nie są gwarancją nieszczęśliwego życia.

      Zabawne, że ktoś dostrzega w tym filmiku przełom. Już starsze kampanię kontrastowały "normalnych" i no-lajfów w sposób jednoznaczny wskazując, kto przegrał życie, a kto je wygrał. Także zapraszanie gwiazd do reklam społecznych jest czymś normalnym i często spotykanym.

      W ogóle w postawie podwórkowców najbardziej mnie drażni dyskurs: "moje wspomnienia są lepsze niż Twoje", ale niby w czym lepsze? Jak ktoś lubił biegać w kółko z patykiem i sznurkiem to spoko. Mnie na dłuższą metę takie zabawy nudziły, więc wracałem do domu pograć, poczytać, pouczyć się. Wszystko jest kwestią indywidualnych preferencji. Z resztą nie potrafię pozbyć się wrażenia, że jak ktoś ciągle żyje przeszłością, to znaczy, że ma problem z teraźniejszością, a jak ktoś koniecznie musi komuś udowadniać, że jego wspomnienia są lepsze, to znaczy, że musi się dowartościować.

      Na marginesie - pisałaś opowiadania nice :) - ja ciągle myślę nad koncepcją, codziennie coś zmieniam :(

      Twój ostatni akapit jest tu najlepszym podsumowaniem. Równowaga jest kluczem. Przesadne granie może być problemem, ale też imprezowanie 24/h na dobę może się na nas zemścić.

      I teraz komunikat do każdego, kto uważa, że ma "zajebistych" przyjaciół, dużo lepszych od tych internetowych: zadzwoń do każdego ze swoich kumpli w nocy o 4 rano i powiedz, że potrzebujesz na szybko 400 zł bo jak nie to ktoś odetnie CI palec. Ciekawe ilu przyjedzie do Ciebie z gotówką :D

      Usuń
  2. Osobiście już bardziej trafiają do mnie anime o hikkikomori, zarówno te mniej śmieszne, jak i te humorystyczne, niż takie kampanie społecznościowe. Może dlatego, że nie ukazują całej grupy ludzi, tylko pewne jednostki i to, do czego może doprowadzić skrajne odseparowanie się podsycane nieśmiałością i niską samooceną (czego źródłem może być wymieniony w artykule bullying). Innym powodem jest pewnie to, że Japonia od dłuższego czasu ma problem z hikkikomori, jako, że jest krajem bardziej zaawansowanym i pewne rzeczy mieli wcześniej, więc pewnie lepiej znają temat niż polscy raperzy. No i ja lubię anime, a hip-hopu nie :P

    A po za tym ludzie, którzy lubią "sport" na boiskach i dworze, nie są uświadomieni, że jest coś takiego, jak e-sport. I jak wiadomo, bieganie, kopanie piłki itp. wpływają na rozwój mięśni rąk, nóg, pleców, tak inne sporty (jedzenie hotdogów na czas rozwija mięśnie żuchwy) rozwijają inne mięśnie, tj. mózg. Wiele badań przecież pokazywało, że gracze mają lepsze reakcje, lepiej radzą sobie z podejmowaniem decyzji i coś tam jeszcze pewnie było :)

    No i jeszcze imprezy, które niby mają być fajnymi doświadczeniami z czasów studiów. Już pomijam fakt zachodzenia w ciążę (osobiście nikogo nie znam, kto zaszedł przez przypadek, czy pod wpływem, co jest dla mnie jednoznaczne), ale jako abstynent nigdy nie rozumiałem idei upijania się do nieprzytomności (a często odnoszę wrażenie, że do tego się dąży na imprezach). Co jest fajnego w niepamiętaniu tego, co się robiło, a potem w posiadaniu bólu głowy takiego, że złamanie ręki przy tym to lekkie ukłucie? W końcu kac, to nic innego jak zatrucie. My psujemy sobie oczy, inni wątrobę. Osobiście uważam, że najlepsze wspomnienia po "imprezach" to domówki z planszówkami do 5 rano, albo gra przez kilka godzin przez Skype.

    Za pewne nie jest to odpowiedź tak wartościowa, jak (nieznanej mi) koleżanki wyżej, ale pisanie ani mówienie nigdy nie były moimi dobrymi stronami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię wszystkie komentarze, każdy komentarz na temat jest dla mnie wartościowy, nawet taki, który nie do końca zgadza się z moim poglądem :P
      Dla mnie e-sport to sport jak każdy inny. Jeśli sport to rywalizacja z innymi i popisywanie się swoimi umiejętnościami to zawody w lol-a cs-a czy starcrafta świetnie pasują do opisu i nie widzę powodu dlaczego ktoś miałby to wyśmiewać, czy też debatować czy to jest sport czy nie jest, ależ jest. Kto powiedział, że sport ma mieć charakter tylko fizyczny? Szachy takiego nie mają.

      http://www.wykop.pl/ramka/1788760/eksperci-hbo-smieja-sie-z-rozgrywek-league-of-legends/

      Co do anime o "ludziach z szafy" to jestem dopiero na kilku pierwszych odcinkach NHK, ale jestem pewien, że jego twórcy, na pewno lepiej rozpoznali temat. Przede wszystkim NHK pokazuję, że są powodu dla których ludzie żyją w sieci, więc ich rozpoznanie tematu jest lepsze niż twórców kampanii "wyloguj się do życia".

      Niestety wiele imprez ma charakter: "obgadajmy tych, których nie zaprosiliśmy i schlejmy się", niektórzy to lubią, inni szukaj imprez z ciekawszymi ludźmi. Ja osobiście bardzo tęsknię za grami planszowymi do 5 rano :(

      Kac jako zatrucie? Nie myślałem o tym w ten sposób :) ale ja tam wolę pamiętać, potem można sobie stroić żarty z tych co zapomnieli :D

      Usuń
    2. Ja obejrzałem całe NHK i do mnie bardzo to przemówiło. A szczególnie wartościowe jest to anime, że spotykamy się w nim nie tylko z problemem hikkikomori, ale są też różne inne schorzenia (nie będę Ci spojlerować, sam dojdziesz).

      Jakiś czas temu czytałem artykuł, w którym pewien doktorem się wypowiadał na ten temat. Jeśli dobrze pamiętam, to czysty alkohol (czyli jedynie drogie wódki :P ) nam aż tak nie szkodzi, ale różne inne substancje zawarte w nim już tak. I między innymi mówił, że kac jest objawem zatrucia (ok, źle wcześniej napisałem. Może nie jest zatruciem per se, ale objawem). Niestety nie mogę znaleźć nic po polsku, ale angielska wikipedia opisuje Alcohol intoxication (czyli nic innego jak zatrucie alkoholowe) całkiem dokładnie, a w dziale Hangover (kac) pojawia się wzmianka, że jest powodowana zatruciem. Czyli jest to szkodliwe :P

      Usuń
  3. Spotkałam się z wypowiedziami o tym spocie dawno temu na blogu kominka (http://www.kominek.in/2013/11/nikogo-nie-ma-w-domu/ jeśli byłbyś ciekaw, ja musiałam sobie odświeżyć) i wasze teksty się pokrywają do pewnego momentu, a potem idą w dwie różne strony. Ogólnie zgadzam się z wami pod każdym względem. Zaczęłam zastanawiać i przeszło mi przez głowę kilka pomysłów, jak ja bym próbowała wyciągnąć nołlajfy ze swoich nor (sama jestem typem osoby która siedzi godzinami w ciemnym pokoju, a życie towarzyskie sama sobie ogranicza), po czym uznałam, że są tak samo odrealnione jak ten spot i nagle uderzył mnie w głowę Captain Obvious. Zachęcanie ludzi do wychodzenia z domu według mnie jest kompletnie niepotrzebne i nie wiem po co w ogóle czas na to marnować. Wydaje mi się, że niemożliwym jest, by zachęcać do wychodzenia wszystkich naraz, ponieważ wtedy nie zachęca się nikogo, a zachęcanie pojedynczych osób i podchodzenie do każdego przypadku indywidualnie... myślę że to robimy naturalnie w pierwszym odruchu, ze zwykłej troski czy czegoś tam XD Jeśli widzimy, że ktoś ma z siedzeniem na internecie problem, bo jego farma na fejsbuku wymaga kilku godzin dziennie pielęgnacji, a ma przecież jeszcze 10 innych gier przeglądarkowych, rekord w diamenty sam się nie nabije, słodkie koty (masło maślane w sumie) same nie obejrzą, a kwejki same nie zsharują...mimo wszystko trzeba tej osobie pomóc się oderwać od tego zwyczajnie, dając jej zajęcie które jest mniej głupie a bardziej jej się spodoba, bo być może sama na to nie wpadnie. Jeśli ktoś siedzi na internecie,bo nie ma przyjaciół (kiedys tak miałam i czułam duże oparcie w rodzinie) no to jednak ktoś z rodziny moze podpowiedzieć tej osobie gdzie kogoś pozna, albo jak musi się upewnić ze osoba z internetu jej nie oszukuje. Takie problemy z nolajfieniem naprawdę rozwiązują się same i nie widzę podstaw do robienia spotów ani innych pierdołek. Reszta nolajfów to nołlajfy z wyboru, w pełni świadome swojego czasu i nie można im narzucić innego trybu życia, bo jest to po prostu denerwujące. Ja swojego czasu zablokowałam wszystkie osoby na gg, które napisały do mnie wiadomość ''Ile ty na tym kompie już siedzisz ?? hehe''. I regret nothing XD
    Chyba tyle ode mnie, temat ciekawy i jeśli jest jakaś zaleta spotów to właśnie taka, że zmuszają ludzi do dyskutowania o pewnych sprawach i wyrażania swoich opinii. Szybki i przyjemny sposób na wykluczanie idiotów. XD
    Jeśli chodzi o twojego bloga to hm.. piszesz ciekawie (naprawdę wciągnęłam się, a chciałam tylko przelecieć oczami po notce lol) i powinieneś pisać dużo na jakie tematy chcesz. Radziłabym ci zmienić tło bo dostaję oczopląsu, albo chociaż tam gdzie jest tekst dać jakieś jednolite.
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. yo - dzięki za komentarz :P

      1 - co do tła - chodzi o to po bokach tak? Oki postaram sie tym zając w najbliższym czasie :P Rozumiem, że coś jednolitego? Obczaję :D Ogólnie przydałoby sie coś zmienić bo już długa mam taki wygląd - obczaję :D

      2 - zgadzam się z Twoimi argumentami - też uważam, że z byciem nolajfem trzeba walczyć indywidualnie. Samo wyjście na dyskotekę nie rozwiąże problemu. To oszukiwanie samego siebie. Moim zdaniem trzeba szukać towarzystwa o podobnych zainteresowaniach. Mnie np. wyjście na dyskotekę kompletnie nie urzadza, ale np. spotkania fanów gier planszowych uwielbiam. Tak więc jak już wychodzić do ludzi to fo takich o podobnych do nas zainteresowaniach, inaczej to nie ma sensu :)

      3 - nie lubię stwierdzenia, że ktoś jest nolajfem z wyboru. Częściowo to prawda, a częściowo nie. Ja na przykład każdego sylwestra spędzam przed konsolą do gier bo nikt mnie nigdy nie zaprasza, a ja się nie lubię wpraszać. Mój wybór byłby wtedy gdybym dostał 10 zaproszeń i każde postanowiłbym olać, bo wolałbym grać w Wow-a :D

      Dzięki za opinię i komentarz :D

      Usuń