wtorek, 12 listopada 2013

Napisz to jeszcze raz Sapkowski

Cóż, obawiam się, że ze względu na swoje fanbojstwo nie będę umiał napisać rzetelnej i obiektywnej recenzji "Sezonu burz" Andrzeja Sapkowskiego. Wyrażę więc jedynie swoją prywatną, subiektywną opinię, a pisać będę z perspektywy fana cyklu. Jestem blogerem, wolno mi :D


Po premierze gry "Wiedźmin 2: Zabójcy królów" w internecie zaroiło się od plotek. Sapkowski rzekomo miał stwierdzić, że nie podoba mu się fabuła gry i że nie uznaje jej jako kanoniczny ciąg dalszy. Odważniejsi plotkarze nawet sięgali po zapewnienia, że autor napisze jedyny słuszny oraz oficjalny ciąg dalszy, który zmusi fanów do wyrzucenia z pamięci tego co poznali w grach. Po tak buńczucznych zapowiedziach dostaliśmy... prequel. Wydarzenia z najnowszej powieści mają miejsce na kilka miesięcy przed słynnym opowiadaniem "Wiedźmin". Co ciekawe autor chyba się trochę wstydził tego faktu, bo jednoznaczne wyjaśnienie, że wydarzenia z "Sezonu burz" są "przed", a nie "po" otrzymujemy dopiero na koniec książki. Wcześniej kontekst jest przedstawiony tak ogólnikowo, że każda hipoteza wydaje się prawdopodobna.

Skrócony przegląd zmian wizerunku Geralta: Okładka powieści 

Michał Żebrowski w filmie "Wiedźmin" z 2001 roku

Ewolucja wizerunku Geralta
Omawiana powieść tak pod względem koncepcyjnym jak i fabularnym  przypomina zbiory opowiadań "Miecz przeznaczenia" i "Ostatnie życzenie". W zasadzie nie ma jednego wątku, który spajał by całość (no może poza chęcią odzyskania utraconej własności). Geralt ponownie jest wędrowcem nieustannie wplątywanym w cudze intrygi i zmuszanym do robienie wielu rzeczy wbrew swej woli. Każdy z głównych wątków jest na swój sposób autonomiczny. Trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby zmienić kolejność rozdziałów i je lekko przeredagować to otrzymalibyśmy kilka opowiadań. Każde z nich miałoby na własność: wstęp, rozwinięcie, zakończenie, punkt kulminacyjny i swoje zwroty akcji.
Także w przeciwieństwie do "Sagi wiedźmińskiej" nie jest to historia wielkiej wojny z punktu widzenia jednostki ale kolejny kwartał z życia Wiedźmina (mniej więcej tyle trwa akcja powieści)
Sama książka to taki delikatny autoplagiat w stosunku do wcześniejszych części. Powracają stare i dobrze znane motywy. Są flirty z ponętnymi czarodziejkami, intrygi dworskie, polowania na potwory, dyskryminacja nieludzi i chyba ulubiony motyw Sapkowskiego - utrata mieczy. Jakby się nad tym dłużej zastanowić, to Geralt swój ikoniczny oręż posiadał chyba tylko w opowiadaniach i w dwóch pierwszych odcinkach sagi. Później autor uznał z jakiegoś powodu, że Geralt gubiący miecze jak parasolki w tramwaju. jest ciekawszą postacią.
Fabuła choć oparta na schematach znanych z wcześniejszych odcinków wciąga i wywołuje przyjemny syndrom: "jeszcze jedna strona, chcę wiedzieć co będzie dalej", co naturalnie uważam za wielką zaletę.

Komiks z lat 1993-1995

Jak zwykle zaletą powieści jest język Sapkowskiego i pewien ironiczny stosunek do fantasy jako gatunku. Tam gdzie inny autor wprowadziłby patos, pan Andrzej raczy nas groteską i kpiną. Uwaga o zniewieściałym czarodzieju jest niczym cios wymierzony w mędrców elfiej narodowości z "Władcy Pierścieni". Kobiety wojowniczki. W typowym fantasy, np w "Skyrimie" byłyby to seksowne aż do przesady, wyidealizowane lalki Barbie w wyprofilowanych płytowych zbrojach zakrywających tyle co dziurawe bikini. U Sapkowskiego kobiety wojowniczki są umięśnione niczym Mariusz Pudzianowski, mają łyse głowy i namiętnie pierdzą po diecie złożonej z grochu, fasoli i kapusty. Takich "smaczków" jest tu więcej, jest się z czego pośmiać.

Gra "Wiedźmin" z 2007 roku

Jedną z poważniejszych wad "Sezonu burz" jest brak nowości i pewna wtórność. Wszystko już było. Sama powieść nie jest jakoś bardzo zaskakująca, a świadomość, że to prequel sprawia, że intryga jest jakby mniej pasjonująca i emocjonująca. Gdy ktoś straszy Geralta odłożoną w czasie zemstą, my już wiemy, że swej groźby nie spełni, chyba, że akurat nie czytaliśmy/nie pamiętamy wcześniejszych odsłon. Kolejną przywarą jest niezbyt ciekawe zakończenie. Przedostatni rozdział jest dopisany trochę na siłę tylko po to by połączyć tegoroczną publikację z opowiadaniem "Wiedźmin". Niby wszystko się kończy ale brakuje w tym jakiejś kropki nad i, jest za to niedosyt.

Gra Wiedźmin 2 z 2011 roku 

Być może jestem uprzedzony. Książkę mimo jej wad czyta się przyjemnie. Dawno już nic mnie tak nie wciągnęło. Jednak to nie jest to co chciałem przeczytać. Parafrazując jedną z postaci: "Ale ja chciałbym wiedzieć więcej! O Yennefer. O Ciri. O tym jak naprawdę się skończyła tamta historia" Odnoszę wrażenie, że autor postanowił pójść na łatwiznę. Tworząc "jedyną słuszną kontynuację" musiałby rywalizować z scenarzystami gry. Fani musieliby wybrać, które zakończenie podoba im się bardziej. Sapkowski by wygrać taką rywalizację musiałby napisać coś naprawdę dobrego, a to rodzi ogromną presję. Wybierając utartą ścieżkę prequelu, zdecydował się na bezpieczny powrót do konwencji, która fani wspominają z rozrzewnieniem. Nie chodzi tu więc o "co", ale "jak". Tym, którym nie podobała się nazbyt patetyczna fabuła sagi, spodoba się skromniejsza wymowa "Sezonu burz", gdzie Geralt niczym w "Ostatnim życzeniu" wędruje od awantury do awantury bez wyraźnego celu, za to z refleksją nad otaczającym go światem.
Mam też zastrzeżenia do samej koncepcji prequelu, który tak naprawdę mało wnosi. To po prostu jeszcze jedna opowieść o Geralcie, takim jakiego pamiętamy z opowiadań. Czyż nie byłby to ciekawszy prequel gdyby pokazano w nim młodość Geralta? Jego pierwszy rok jako pogromca potworów? Jego pierwsze walki z potworami itd? "Sezon burz" nie poszerza naszej wiedzy i naszego wyobrażenia o postaci. To dokładnie taki sam Geralt jak w wcześniejszych książkach.

A tak Geralt ma wyglądać w 2014 roku

Nie umiem jednoznacznie ocenić najnowszej powieści Andrzeja Sapkowskiego. Cieszę się z nowej historii. Z kolejnej książki o jednym z ciekawszych bohterów literackich ostatnich lat. Jednak wolałbym kontynuację. Wolałbym by było tam więcej o Yennefer i Ciri. Wolałbym szumny powrót Białego Wilka od skromnego prequela.
Mimo wad. Polecam książkę fanom, a także tym, którzy nigdy wcześneij Wiedźmina nie czytali. "Sezon burz" ma w sobie wszystko to za co polubiliśmy Geralta i samego Sapkowskiego. Opis mało optymistyczny bo to powtórka z rozrywki, a nie wielki i oczekiwany powrót.



Bis i epilog
Tak by wyglądał Geralt gdyby jego gra wyszła w 1997 roku 

Po lekturze wypada zadać pytanie co dalej? Liczyłem bardzo, że "Sezon Burz" rozpocznie nową sagę. Na to jednak się nie zanosi. Jednak Epilog przenosi nas do roku 1373. 105 lat po śmierci Geralta. W epilogu pojawia się tajemniczy białowłosy wiedźmin, posługujący się nowym znakiem i innym stylem walki (dwa miecze naraz). Czyżby zapowiedź nowej sagi osadzonej w innych realiach ze zmienionym bohaterem? Prawdę mówiąc - nie mam nic przeciwko. Takie zmiany mogłyby wnieść powiew świeżości do serii, która wyraźnie zaczyna się już powtarzać. Mam jednak wątpliwości. Nowy tajemniczy Wiedźmin wygląda podobnie jak stary, jest gadatliwy niemal tak samo jak Jaskier i też używa mieczy. Niby jest kimś nowym, ale już wydaje się bardzo znajomym. A realia? Czy 100 lat naprawdę robią taką różnicę w zacofanym średniowieczu? Jestem ciekaw co z tego wyjdzie i kibicuję Sapkowskiemu, ale uważam, że autor powinien pójść na całość. Może przenieść akcję do XIX wieku? Wzorem gry Arcanum położyć większy nacisk na konflikt magii i przemysłu. Stworzyć wiedźmina, który ma srebrny miecz na potwory i rewolwer na ludzi? Zaproponowana zmiana przywodzi mi na myśl Devil May Cry 4 - niby zmieniono tam bohatera, ale jednego gościa z mieczem i białymi włosami i złośliwym poczuciem humoru, zastąpiono innym białowłosym młodzianem z mieczem i ciętym poczuciem humoru. Jak już zmieniać to diametralnie. Półśrodki nikomu nie służą.

Bonusy
1/2/3

9 komentarzy:

  1. Drogi Panie Blogerze, niezwykle mi się podoba i cieszy mnie Twoja blogowa aktywność, częstotliwość z jaką ostatnio publikujesz. Niestety kolejny raz nie jestem w stanie się to treści wyżej wymienionej odnieść. Przykro mi z tego powodu. Nie wiem, czy to moja ignorancja, czy próbujesz mi delikatnie dać do zrozumienia, że mam wąskie horyzonty, czy po prostu nie są to moje klimaty. Chociaż prawda jest taka, że wiele blogerek "z mojej branży" w owej lekturze się zaczytuje i tytuł ten już w swoich zbiorach posiada.
    Ja jednak wypowiem się na temat znalezionego przeze mnie linka-niespodzianki ( o tak, znalazłam). Kolejny raz mam ochotę obejrzeć ten film. To dobry kawał kina, z Wiadomo Kim. W moim stylu. Chociaż brutalność, to raczej nie moja bajka. Powiem jednak szczerze, że te rękawiczki muszą być moje. I będą.
    Wiesz, ma je Ryan, ma Ted Mosby, Matka (zaprzeczyła Lilly w pociągu) i chyba przyszła kolej na mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam całkiem podobne rękawiczki :D Zachęcam do poczytania Wiedźmina, to bardzo dobre "mroczne fantasy" z sporą dawką humoru, charyzmatycznymi bohaterami i najlepszą drużyną fantasy na świecie. Może kiedyś napisze tekst o całej serii to może wtedy uda mi się przeciągnąć Cię na ciemną stronę mocy :D Było nie było - zachęcam do poczytania i wyrobienia sobie swojej opinii na ten temat :) Blogerki z Twojej branży też to czytają? Zaintrygowałaś mnie :) Widzisz jakie to ciekawe? :) Zalecam jak najszybszą wyprawę do biblioteki :) Proponuję zacząć od "Ostatniego Życzenia" :D

      Usuń
  2. Oto moje krótkie pytanie: czy tytuł tekstu jest parafrazą znanego cytatu z pewnego filmu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Przy okazji podobna parafraza pojawia się także w samym "Sezonie burz"

      Usuń
    2. Zabawne, jaką popularnością cieszy się zdanie, które nigdy nawet nie padło w filmie ;]

      Usuń
    3. http://www.youtube.com/watch?v=7vThuwa5RZU w oryginale jest "play it" ale prawdopodobnie tłumacz zrobił z tego "zagraj to jeszcze raz" w każdym razie, nie do końca zgadzam się z teorią fikcyjnego cytatu :) Nie dysponuję niestety telewizyjną kopią "Casablanci" to nie mam jak sprawdzić.

      Usuń
  3. Bah, nietrafione tłumaczenie w żaden sposób nie podważa teorii (żadna teoria w sumie, fakt), że te słowa nie padły w filmie ;) Podobnie jak "Beam me up, Scotty", którego w serialach nie znajdziesz ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. Czemu nietrafione? Kto powiedział, że tłumaczenie musi być dosłowne? Gdyby zawsze takie miało być wiele tytułów otrzymywałoby absurdalne tłumaczenia. W końcu co lepiej oddaje tytuł "Watchmen"? "Strażnicy" czy "Patrzący ludzie"? Nie każdy zna angielski na tyle dobrze by oglądać filmy bez tłumaczenia, dlatego nie ma się co dziwić, że polscy widzowie zapamiętali "zagraj to jeszcze raz Sam", zamiast "play it". Z resztą, dlaczego oryginał jest lepszy? Polska wersja podkreśla fakt, że ta piosenka była grana wiele razy, że ma znaczenie sentymentalne dla bohaterki, podczas gdy w oryginale, po prostu prosi o zagranie jakiegoś tytułu :)

    http://www.youtube.com/watch?v=8KyUQCqjcEU

    Kto powiedział, że mówiąc "beam me up, Scotty" muszę koniecznie cytować serial. Z resztą to nie jest pomyłka tej skali co: "Luke I am your father". :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tłumaczenia z natury nie mogą być dosłowne, ponieważ różne języki nie różnią się tylko tym, jaka konkretna zbitka głosek opisuje dane zjawisko. Nie napiszesz programu w Perlu posługując się składnią Pascala i zastępując tylko 'print' 'readem'. To napisawszy:
      1. Słaby przykład, ponieważ a) "Patrzący ludzie" byłoby dosłownym tłumaczeniem zwrotu "Watching people", choć oczywiście 'men' też pasuje, i b) akurat "strażnicy" jest całkiem dosłownym tłumaczeniem 'watchmen';
      2. Mój problem polega nie na tym, że akurat Polacy znają i używają błędnego cytatu, tylko na tym, że nawet w językowej anglosferze (właśnie to wymyśliłem, jakby co) funkcjonuje on w formie 'play it again, Sam'. Ok, to nie problem tylko moje czepianie się głęboko zakorzenionych zjawisk kulturowych i ich wpływu na świadomość odbiorców.
      3. Choć nie próbowałem wyżej sugerować, że oryginał jest lepszy, to skoro to podjąłeś - jest lepszy, bo w swojej subtelności nie musi podkreślać, jakie znaczenie ma piosenka - to jest pokazane między wierszami dialogu między postaciami ;]
      4. 'Beam me up' - patrz 2. Czepiam się zjawisk; cytatu z Vadera nie bronię, bo mi nie zależy ;] choć wystarczyłoby z niego zrobić "Luke (...), I am your father" ;]
      Podsumowując: ogromnie lubię się z Tobą nie zgadzać i kłócić, dla zasady i intelektualnej zabawy oraz języki obce powinny być nauczane jako inny system opisywania rzeczywistości, a nie jako inna wersja swojego; jako byt zupełnie niezależny od języka ojczystego.
      Pozdrawiam z nadzieją, że choć trochę Cię denerwuję ;)

      Usuń