czwartek, 4 września 2014

Beze mnie o mnie

Kiedyś Robert Gawliński zaśpiewał całkiem niezłą piosenkę o przemijaniu, której refrenem było niewypowiedziane pytanie: "co będzie jak już nas nie będzie". Kto by przypuszczał, że ten utwór to nieoficjalny soundtrack do nowej Godzilli?


Godzilla 2014. Podchodziłem do tego filmu z wielką nieufnością, bo choć mam w sobie wiele sympatii dla produkcji o wielkich potworach przeżuwających Tokio, to jednak jestem świadomy tego, że zadziwiająco łatwo zepsuć taki film. Jak to kiedyś padło w jakieś parodii Counter-Strike'a? Zero skilla, samo wychodzi. 

Nowy film, stare błędy 

Liczyłem na to, że amerykańscy twórcy zaoferują nam świeże spojrzenie na tzw. "monster movie". Zamiast tego, powtórzyli błędy Japończyków. Jaka jest najgorsza rzecz jaką możesz zrobić gdy tworzysz film o potworach? Nie pokazujesz maszkar. Wydaje się oczywiste. Włączasz Leona zawodowca, i oglądasz Leona. Włączasz Dredda i oglądasz Sędziego Dredda. Włączasz Piratów z Karaibów i oglądasz straganiarzy z Port Royal? Nie! Oglądasz piratów. Tymczasem włączasz Godzillę i oglądasz ludzi. To stary błąd popełniany w wielu japońskich filmach o Godzilli i w tym nowym niestety też. Nie rozumiem tego. Miało to sens w pierwszej Godzilli z 1954 roku, gdzie atak wielkiego potwora miał być metaforą cierpień związanych ze zrzuceniem bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki. Sam Godzilla był tam metaforą amerykańskiej broni jądrowej, znów niszczącej Japonię. W tamtym filmie ludzie są na pierwszym planie, bo miał on na celu pokazanie cierpienia Japończyków. To był ich sposób na przepracowanie traumy wojennej. Każda nacja ma swoją metodę. Amerykanie kręcą kolejne filmy wojenne i rysują komiksy o Kapitanie Ameryce. Wajda w Polsce kręci Katyń, a Japonia tworzy Godzillę. Właściwie to rozwijając ten temat można powiedzieć, że fakt iż Godzilla w późniejszych filmach (tych z lat 70.) jest postrzegany nie jako niszczyciel ale jako obrońca Japonii, świadczy o tym, że Japonia wybaczyła, ale nigdy nie zapomni.

Pierwszy film jest o ludziach, bo jego twórcom zależało na zobrazowaniu zagrożeń wynikających z użycia broni jądrowej1 oraz o zmierzeniu się z traumą narodu wciąż odczuwającego skutek nuklearnego bombardowania. 

No dobrze, ale jankeski film już się do tego nie odnosi. W nim Godzilla jest zbawcą ratującym świat przed innym potworem zwanym Muto. Nazwanym bardzo oryginalnie. Nie zaprzeczycie? Zaprzeczycie? Na pewno? OK. 

I po co Ci ludzie?

To mój największy problem z nową Godzillą. Tytułowe monstrum pojawia się dopiero w połowie filmu i to dość przelotnie. Dosłownie jeden rzut oka na Króla Potworów i już kamerka słodkim głosikiem szepcze nam do ucha: "a może wolisz popatrzeć na tego starego żołnierza, jak gdzieś dzwoni przez telefon?". Ja jej mówię: "Nie, chcę zobaczyć jak Godzilla urywa łeb temu głupiemu Muto i gra nim w piłkę nożną, po to włączyłem ten film", a wówczas kamera robi się purpurowa ze złości i krzyczy: "SO FUCK YOU!!! Nie zobaczysz tego!!! Zaczekaj na koniec filmu buraku!!!". I po chwili już spokojnym głosem dodaje: "A teraz popatrzmy jak Ci dzielni żołnierze gdzieś tam biegną po coś tam by zapełnić taśmę filmową". 

No właśnie. Jak już pokazujesz ludzi to niech chociaż robią coś ciekawego. Ale nie. Oni tylko dzwonią przez telefon, biegną, mówią prostackimi zagadkami, wyjaśniają to co oczywiste, prowadzą ze sobą maksymalnie nudne dialogi. Większość ludzkich wątków po prostu nie ma sensu. Plan ludzi na pokonanie potworów z góry jest skazany na klęskę. Nie powiem o co chodzi bo to spoiler, ale zrozumcie logikę bohaterów. Próbowali kilka razy pewnego "sposobu" na pokonanie maszkar i nigdy się nie udało. Teraz próbują znów tego samego, licząc na to, że tym razem się uda. Ale widzowie wiedzą, ze nie. Twórcy wiedzą, że nie. Co gorsza wycofanie się z tego "sposobu" wymaga dużego wysiłku i kolejnych nudnych scen z dzwoniącymi, albo biegnącymi żołnierzami. To jak wysłanie kolegi do Biedry po colę i piwo. Kolega epicko biegnie, ale zapomina co miał kupić, więc wysyłamy go ponownie, ale znów zapomina. My ciągle tylko oglądamy biegnącego kumpla, ale nici z coli i piwa. I tak się czułem przez cały seans. 

Pokaż! Nie, to nie robił tokarz!

W ogóle film sprawia wrażenie jakby w ostatniej chwili wycofał się jakiś sponsor, albo kilku i dlatego brakuje tu dobrych scen akcji. Za każdym razem gdy mamy zobaczyć pojedynek Godzilli z Muto, to otrzymujemy tylko mały szybki rzut oka na zawodników i... za chwilę gaśnie światło i znowu biegnący żołnierz. Brakło hajsu na efekty komputerowe? Trzeba było postawić gościa w gumowym kostiumie! Tak to się robi w Japonii! W efekcie mamy tylko jeden pojedynek, który na dodatek jest dość krótki, nieciekawy, jakoś tak bez wyobraźni. Potwory zamiast sięgać po swoje superataki jak w Dragon Ball'u czy Bleach'u, przepychają się na prawo i lewo niczym zawodnicy sumo. Smutne to. Atomowy oddech pojawia się dopiero na sam koniec. Fatality jest nawet niezłe, choć to kończące Final Wars, było lepsze. Nawet nie ma ikonicznego okrzyku Godzilli, ani charakterystycznego motywu muzycznego. 
Dziwią mnie też castingowe decyzje. Juliette Binoche pojawia się tylko na chwilę. Po co angażować znaną i pewnie drogą aktorkę do tak małej rólki? Nie taniej zaprosić jakąś stażystkę? To znaczy wiem po co, by mieć znane nazwisko na plakacie. Jednak robić film z gwiazdą, która tylko przebiega przez ekran i się tym chwalić? Na to łapać klientów? Według mnie to oszustwo. Tak jak pisać na pudełku: "czekolada z orzechami" a wewnątrz tylko pół orzeszka, bardzo drobno zmielonego. Leo why? Trochę lepiej jest z Cranstonem, który pojawia się na trochę dłużej, głownie po to by przyćmić aktorstwo reszty obsady. Ale jego występ też jest dość marginalny. Tak jak przewidywałem we wcześniejszym tekście, Pan Bryan jest lepem na który mają się złapać fani Breaking Bad, bo nikt tu nie chciał robić filmu o Walterze walczącym z Godzillą przy pomocy mety. Szkoda. 

Ogólnie film mnie zawiódł. Gdyby nazywał się inaczej. Gdyby nie pojawił się w nim Godzilla, gdyby ludzie nie byli tacy nudni, może spojrzałbym na to filmidło przychylniejszym okiem. Ale to jest Godzilla, a od takiego filmu mam pewne, jasno sprecyzowane oczekiwania. Chcę pojedynku potworów. Spektakularnego, fantazyjnego. Chcę dziwnych maszkar, wyjętych z najgłębszych warstw japońskiej podświadomości. Nie chce nudnych ludzi, których jedynym zadaniem jest wypełnienie taśmy filmowej. 

Moja Ocena:


Plakat promujący Godzillę: Final Wars. Chcesz obejrzeć dobrą Godzillę? Obejrzyj Final Wars i daj sobie spokój z amerykańską wersją. 

A teraz posłuchaj tej zarypiastej piosenki i poszukaj sobie Final Wars. Nie jestem pewien, ale chyba nawet na YouTubie jest. 



1 - w tamtej wersji Godzilla narodził się w wyniku promieniowania powstałego po wybuchu amerykańskiej bomby atomowej. Sorry za taki prymitywny przypis, ale nie pamiętam jak się go robiło na blogspocie :)

7 komentarzy:

  1. Final Wars wprawdzie kiedyś zamierzam wreszcie obejrzeć, ale moje zapotrzebowanie na wielkie monstra bijące się ze sobą i demolujące miasta od jakiegoś czasu w zupełności zaspokajają Potwory w Tokio. Nic, że nie wygrałem żadnej z siedmiu partii, i tak miałem frajdy mnóstwo ;]

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Metafora z biegiem do Biedronki - pierwsza klasa.

      Usuń
    2. Muszę spróbować te "Potwory w Tokio", to jakaś gra na komórki czy co?
      Final Wars polecam jako jeden z niewielu dobrych filmów o Godzilli, zobacz koniecznie!
      Dzięki, ta metafora jakoś sama się wymyślił, ale inna czytelniczka też stwierdziła, że fajna, więc coś jest na rzeczy :)

      Usuń
    3. Planszówka :P
      A FW obejrzę z pewnością, zbieram się od Twojej recenzji ;]

      Usuń
    4. W takim razie mam nadzieję, że Ci się spodoba, bo wyjdę na złego recenzenta :)

      Usuń
  2. aaaa, przed chwilą wysmarowałam wielki komentarz i mi go zjadło :/

    w skrócie: może kiedyś zdobędę się na 'final wars', ale jak na razie totalnie wciągnęłam się w szukanie horrorów o ... alienach, z czego najbardziej przypadł mi do gustu "dark skies", który zresztą bardzo polecam ;)

    lubię takie recenzje, może to wina mojego krytycznie nastawionego usposobienia, ale miło się czyta taki pojazd. Szczególnie drażnią mnie filmy o amerykanach - cierpiętnikach, którzy zawsze mają najbardziej przesrane na świecie, na co wskazują wszystkie te filmy o inwazji obcych, kataklizmach i innych tragediach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Skies - będę musiał sprawdzić :D dzięki za polecenie :)

      No szkoda, że nie zachowała się dłuższa wersja :(

      Powiem szczerze, że o wiele łatwiej się pisze krytyczne recenzję niż pochwalne. Nie wiem z czego to wynika. Pewnie pop prostu jestem zrzędą :D

      Usuń