poniedziałek, 5 maja 2014

Śledzi śledzia, który śledzi śledztwo


W ostatnim czasie bardzo mi wzrosła liczba wyświetleń, co jest dziwne, bo dawno nie pisałem. Wytłumaczenia są dwa:
1 - Stęskniliście się za mną i tak mi dajecie do zrozumienia, że powinienem pisać częściej (mało prawdopodobne)
2 - Błąd systemu, żart hakera - takie sprawy - bardzo prawdopodobne.

Tak czy siak, warto odkurzyć pióro, choćby dla własnej satysfakcji. Dzisiaj będzie o serialach. 




Podobno kocha się tylko raz. Przynajmniej ja tak mam. Jestem serialową sierotą po Battlestar Galactica. Najlepszym serialu świata. Już dawno przyłapałem się na tym, że oglądam inne tylko po to by znaleźć taki, który zaangażuje mnie tak bardzo jak BG , który dostarczy mi choć połowy tych emocji co BG, który da mi tak dobre i wyraziste postacie jak Starbuck, Adama, Cain, Trójka, Boomer, Szóstka i mój ulubiony Baltar. Typ, którego nienawidziłem cały serial i którego polubiłem dopiero w ostatnim odcinku, który to swoją drogą był świetny. Wielu twórców seriali obowiązkowo powinno obejrzeć 20 epizod 4 sezonu, BG by wiedzieć jak kończyć dobrą serię, nie psując jej. 

Od zakończenia Galaktyki, za którą tęsknię do dziś, obejrzałem wiele seriali, także The Following, którym chce się zająć dzisiaj.

Wszystko już było, chciałoby się rzec. Morderca czerpiący inspirację z książek, który raz jest charyzmatyczny raz okrutny. Twardy glina, mający z M prywatny zatarg. Specyficzna gra prowadzona między zabójcą, a policjantem. Motyw ucieczki z wiezienia, po to by zabić ofiarę, która cudem przeżyła atak. Twórcy niczym Frankenstein uszyli swojego potwora z klisz filmowych zapożyczonych od innych. Właściwie to nawet sami są tego świadomi. Pan policjant nierzadko skomentuje działanie mordercy: "to takie sztampowe". Ktoś inny rzuci zabójcy: "Jesteś przewidywalny". Doceniam taką szczerość. Chociaż nie. Autorzy korzystają z klisz, choć bardziej na zasadzie pastiszu niż kopiowania. Tu nie chodzi tylko o zapożyczenia, ale o to by zrobić coś lepiej. Agent nie walczy z jednym zabójcą, ale całą sektą psychopatów. Ich wyczyny, to bardziej akty terroryzmu niż naruszenia prawa. Bohaterowie grają o wysoką stawkę, która rośnie z odcinka na odcinek, stopniowo podwyższając napięcie. 
Pastiszem jest tu nawet nazwisko głównego bohatera. Hardy. Oczywiście. Jak inaczej może się nazywać twardy gliniarz na tropie groźnego przestępcy? Źródło.


Tylko szkoda, że serial opiera się na dziwnych założeniach. Scenarzyści pomagają tym złym aż za bardzo. W sposób tak rażący, że zęby bolą. Szturm oddziału SWAT nie udaje się, bo ataku dokonuje tylko dwóch policjantów. Dwóch? Kto by wysłał dwóch komandosów do walki z trzema zbirami? Jedna z postaci zostaje uwięziona, ale ma telefon. Dzwoni. Ekipa próbuje odgadnąć jej lokalizacje po wskazówkach udzielanych przez ofiarę, specjalnie główny bohater łapie bandytę, by go przesłuchać, a ja się pytam - nie prościej byłoby namierzyć telefon? W poprzednich odcinkach tak robili, czemu nie teraz? A pewnie po to, by ci dobrzy mieli pod górkę. Na koniec najbardziej frustrująca Klisza - Hardy dość często staje twarzą w twarz z jakimś ważnym członkiem sekty. Gdy już ma go zdjąć, ktoś nagle krzyczy: "rzuć broń!" Hardy posłusznie odkłada pistolet, a wtedy ci źli bezpiecznie uciekają. To strasznie wkurzająca klisza, która zamiast budować napięcie, irytuje. Co gorsze, autorzy używają jej chyba ze cztery razy. Autorzy powinni popracować nad ciekawszymi metodami odwleczenia finału. Polecam obejrzeć serial 24 godziny, gdzie tego typu sytuacje rozwiązywano lepiej. Swoją drogą, w momencie gdy Hardy już odłoży pistolet, nikt nie sprawdza jego kieszeni. Czemu nie nosi drugiej broni? Hardy powinien nosić drugi rewolwer w rękawie, tak jak De Niro w Taksówkarzu. Wówczas The Following by się skończyło znacznie wcześniej. 

Sytuacji nie ratuje też finał, będący mało satysfakcjonującym cliffhangerem. Z drugiej strony, The Following jest całkiem niezłe. Serial trzyma w napięciu, zaciekawia, sprawia, że czekamy na kolejny epizod. Fajna jest też gra między policjantem, a zabójcą. Obaj panowie czesto gadają przez telefon. Podoba mi się to, że Hardy jest taki hardy. Nie daje się podporządkować,  swojemu przeciwnikowi, zamiast tego świadomie go wkurza, wytrąca z równowagi. Obserwujemy jak maska inteligentnego mordercy opada odsłaniając tępego furiata, zakochanego w Allanie Poe i swoich bazgrołach. Podoba mi się niszczenie mitu nadzwyczajnie przebiegłego zbrodniarza rodem z Milczenia Owiec i Siedem. Tu mamy gościa, który chciałby taki być, ale nie panuje nad sobą. To przemawia do mnie bardziej niż koleś o nieskończonym IQ, który daje się złapać, bo znudziło mu się już przechytrzanie policji 

Osobny akapit dla sekty. Główny antagonista czyli Joe Carroll jest nawet niezły. Da się go lubić, choć nie jest tak dobry jak pan Lecter. Natomiast reszta jest trochę żałosna. Nie wiem jak niską samoocenę trzeba mieć by przyłączyć sie do takiego przedszkola, które nawet nie wydaje się atrakcyjne. Standardowe: "zabijaj by być fajnym i zgiń za wodza by być hello kitty fajnym". Sporo tutaj myślenia życzeniowego, a za mało realnych motywacji poszczególnych postaci. Tak jakby każdego dało się wyleczyć z niskiej samooceny poprzez zmuszanie do zabijania niewinnych ludzi. W śród smerfów Carrolla nie znalazłem ani jednej ciekawej postaci, która nie była by żałosną gnuśną istotką. Bardzo lubię złe postacie, ale tylko takie, których motywacja jest przekonująca. Tutaj nie odnotowałem kogoś takiego.

The Following miało potencjał, który jednak trochę się rozwiał. Nie jest to zły serial, ale też nie polecam go. Są lepsze. Po ten możecie sięgnąć, jak wam się będzie bardzo nudzić. Słyszałem, że drugi sezon, jest jeszcze słabszy, więc chyba podziękuję i poszukam kolejnego tasiemca. 

Moja ocena:
Yorkshire terrier - bo to taki brzydszy kot, którego bierzesz, bo akurat w schronisku zabrakło ładnych kociaków i uznałeś, że to Ci powinno wystarczyć, choć skrycie chciałbyś kotka. I tak samo jest z The Following. Nawet nie chodzi, o to, że serial jest zły. On po prostu nie jest tak dobry jak mógłby być i dlatego jest tym drugim wyborem, Jest tym co oglądasz jak nie masz pod ręką nic Ciekawszego.
Bonus:
1/2/3

Bonus 2

W Kontekście The Following wypada jakoś nawiązać do największej miłości Carrolla czyli Edgara Allana Poe, tylko, że (wstyd) jakoś słabo znam jego twórczość, więc ograniczę się do bonusów:








4 komentarze:

  1. Bardzo podoba mi się ocena końcowa i jej rozwinięcie w postaci pso-kotka. Tak zupełnie btw, uwielbiam patrzeć, jak panowie (tacy rośli faceci) zasuwają z takim...no, szczurem... na spacerze, czy do pubu. I myślę sobie wtedy, czy on naprawdę chciał takiego psa, czy musiał go kupić różowej córeczce :)
    Co do serialu, jak mówiłam, słaby jest drugi sezon. Pierwszy mi się podobał, tak samo jak Tobie. Nie lubię, gdy serial jest po prostu absurdem samym w sobie. Chociaż właściwie jest to jego cechą rozpoznawczą. Dlatego obejrzę kolejny sezon do końca (rozkręcenie się na 9. odcinku, to przesada...), ale nawet jeśli wyjdzie trzeci, to go nie tknę.
    Podoba mi się za to postać Joe Carrolla. Jest "seksowny" w tej swojej przesadnej miłości do zabijania. No i ten prawdziwie brytyjski akcent... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie ze względu na Twoją opinie o sezonie drugim, postanowiłem go sobie darować. Angielski akcent jest fajny, ale Joe Carroll to nie mój typ. Chłopak się stara by być ciekawy i pociągający , charyzmatyczny itd. ale kino i serial zna ciekawszych zabójców, także ciekawiej mówiących o zabijaniu. Ale chyba zgodzisz się ze mną, że reszta czarnych charakterów jest mało interesująca? :P
    Dzięki za komentarz!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. mogłeś zaznaczyć BIG spam w treści :P no ale przynajmniej nie obejrzę tego serialu, plus od czarno-białego tła dostałam oczopląsu :D

    OdpowiedzUsuń
  4. muszę pomyśleć nad kolorystyką, czarny lubię, więc musi on być w takiej czy innej formie, jednakże jestem otwarty na propozycje :D

    OdpowiedzUsuń