Obiecanki
cacanki
Seria
Halo do dość specyficzna seria. Heroiczny klimat – rzecz jasna w typowo
amerykański sposób rozumienia tego słowa, pokemony z plecaczkami w charakterze
przeciwników, pistolet na różowe igiełki i główny bohater będący Chuckiem
Norrisem w zielonej zbroi, który swą prawdziwą tożsamość ukrywa pod
motocyklowym kaskiem i pseudonimem, który na polski można przetłumaczyć jako – „Główny
Kucharz’, lub „Mistrz Szefów Kuchni”. Jest jednak jeszcze jedna specyficzna
rzecz. Większość gier z tej serii cechuje się posiadaniem własnego motta. Takim
hasłem przewodnim dla Halo 3 było „Finish the fight”, dla „Halo 3: ODST” – We are
ODST. Motto części drugiej było nieco bardziej rozbudowane, a mianowicie: „Nie
składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać”*. Zabawne jak bardzo to hasło
pasuje do mojej obecnej sytuacji. Ale teraz przerwa na…
…nowy
akapit, bo już najwyższy czas by takowy się pojawił. Otóż już jakiś czas temu
obiecałem sobie, że będę prowadzić bloga. Chciałem publikować tu wpisy
regularnie, co najmniej dwa razy w tygodniu. Chciałem pisać o swojej pasji –
czyli o grach. Chciałem publikować recenzje, komentarze. Marzyła mi się polemika
z dużo bardziej znanymi serwisami. Nawet zaplanowałem sobie serię artykułów,
publikowanych pod zbiorczym tytułem: „(Nie)świeży powiew prehistorii” –
traktujący o starszych grach w które da się (lub nie da się) grać współcześnie.
Niestety sesja, miesięczne praktyki i ogólne lenistwo przeszkodziły mi w
wypełnieniu tej obietnicy.
A teraz
po wielomiesięcznej przerwie opublikowałem ten tekst. Czy to oznacza, że będę
pisać regularnie? Cóż – prawdopodobnie lenistwo zwycięży, ale co tam, trzeba
żyć nadzieją. O czym będę pisać? Naprawdę chciałbym ruszyć z „Powiewem” bo
pomysł choć przyznaję, mało oryginalny, to jednak sama koncepcja strasznie mi
się podoba. Stare gry przez społeczność są traktowane jak święte krowy. Często
są otoczone ogromnym kultem, na który czasem, wręcz nie zasługują. Autorzy
takich blogów wybaczają starym grom
wszystkie wady. Często wręcz zapominają, że nawet ówcześni recenzenci i
ówcześni gracze nie uważali danej „świętej gry” za coś fenomenalnego tylko za
zwykłego średniaka. Średniaka, który po latach nagle stał się tytułem kultowym
tylko dlatego, że obrósł kurzem, lub dlatego, że odpowiedzialne za nie studio
padło. Chciałem to zmienić. Chciałem pisać o starych grach z perspektywy
współczesnego odbiorcy, który może spojrzeć na grę bez sztucznego kultu, jak na
produkt, który ma się sam obronić, a nie jak na dzieło, które automatycznie
jest świetne tylko dlatego, że autora takiego wpisu notorycznie fragują w nowym
Call of Duty czy innym Battlefieldzie.
Czy cykl
będzie prowadzony? To się okażę. Mam nadzieję, że tak.
Ok. starczy
marudzenia. Ten wpis i tak jest już za długi, a chciałbym napisać o czymś
jeszcze póki jeszcze widmo lenistwa mnie nie dopadło.
Pozdrawiam
Zostaniecie
zasymilowani. Opór jest daremny. **
*Przekład
własny.
**Starodawne
pozdrowienie wojowniczego plemienia Borgów.
Ponieważ wielce mnie raduje krytykowanie innych, aż rwę się do napisania obszernego i zjadliwego komentarza, ale z braku czasu ograniczę się tylko do tego: musnąłem ledwie Halo, ale i tak wiem, że bohatera zwą Master Chief, a nie Master Chef. Choć, teraz sobie myślę, tkwi siła w tej koncepcji ;] Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńLiczyłem na coś bardziej złośliwego :) Powiem szczerzę, że jesli chodzi o język angielski to bywam językowym ignorantem i jakoś zawsze śmieszyło mnie to, że Johnny 117 nosi ksywę Kucharz. Serię Halo lubię i pewnie nadal bym w to grał gdyby nie to, że MikroSyf nie wydaje już tej serii na PC. Wielka szkoda :(
OdpowiedzUsuń