poniedziałek, 13 maja 2013

Człowieczeństwo? A komu to potrzebne? (2)


Długo już nie pisałem, mój dolus. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko konieczność robienia analiz prasy, lenistwo i Final Fantasy XIII, które ostatnio bardzo mi się spodobało i spróbuję zaspamować bloga wpisami na ten temat. Póki co, moja życiowa miłość zaraz po pani Hayworth i Jedi czyli cyborgi. Ogólnie to liczę na to, że za jakieś 30 lat wreszcie wynajdą technologie dzięki, której będzie można się cyborgizować. Wówczas wejdę do któregoś z salonów takiej odnowy i rzeknę: "kupię to za dobrą cenę".

Co zaś do samogo tekstu to mam dla was "pijacką grę". Kieliszek czystej (czy co tam chcecie) za każdy błąd w tekście. Potem możecie pisać w komentarzach kto ile wypił i jakiego miał kaca. 
  
Zapraszam do lektury!!!

W poszukiwaniu człowieczeństwa


Robocop – zmechanizowany policjant przyszłości z Detroid przeszukuje policyjną kartotekę. Odnajduję tam dane dotyczące tropionych bandytów. Jeden z nich jest poszukiwany za zabójstwo Alexa Murphyego. Na twarzy niezdradzającej do tej pory emocji pojawia się szok. Nie pada ani jedno słowo, ale domyślamy się co kryje się za kuloodpornym hełmem. – „To ja”.

Pytania o człowieczeństwo nurtuje ludzkość niemal od samego początku jej istnienia i przewija się praktycznie przez większość epok. Jednym z istotniejszych wątków tych rozważań była chęć wyodrębnienia się z królestwa zwierząt oraz określenie duchowości człowieka. Szczególnie ten wątek dość prężnie się rozwijał. Wyższość człowieka nad zwierzętami dość szybko została uznana za oczywistość, podczas gdy duchowość człowieka wzbudzała kontrowersje. Platon twierdził, że człowiek składa się tylko z duszy. Arystoteles natomiast uważał, że człowiek to dusza i ciało razem wzięte. To właśnie pogląd Arystotelesa zyskał większy posłuch wśród późniejszych filozofów. Sama tematyka była poruszana jeszcze wielokrotnie, praktycznie w każdej epoce.

W XX wieku sporą popularność zyskał nurt fantastyki naukowej. Jednej z jej najciekawszych wytworów są cyborgi oraz androidy. Ich pojawienie się wznowiło dyskusję o człowieczeństwie. Wymusiło zmianę podejścia do tematyki i mocno skomplikowało całe zagadnienie.

Cyborgi to „[ang., ‘cybernetyczny organizm’], w literaturze fantastyczno-nauk. organizm, którego procesy życiowe są wspomagane (lub realizowane) przez techn. urządzenia”[1]. Prościej jest to hybryda człowieka i maszyny. Osobnik u którego wybrane części ciała zostały zastąpione zaawansowanymi urządzeniami.

Android – „[gr. anḗr, andrós ‘mężczyzna’, ‘człowiek’, eídos ‘postać’], robot przypominający wyglądem postać człowieka”[2].


Pojawienie się tych tworów niejako wymusiło wznowienie dyskusji o człowieczeństwie. Wymusiło zadanie sobie kolejny raz tych samych pytań, lecz tym razem z koniecznością szukania zupełnie innych odpowiedzi.

Ale czym właściwie jest człowieczeństwo?


Zaskakujące jak często tą wydawać by się mogło trudną tematyką zajmują się amatorzy. W swoich poszukiwaniach inspiracji dość często natrafiałem na teksty pisane przez licealistów oraz zwykłych pasjonatów. Judyta Nowak w swoim eseju „Człowieczeństwo – zachowam je mimo wszystko”[3], wyliczyła klika cech. „Człowiek to istota rozumna”, inni zaś: „Potrafi tworzyć własne cywilizacje, dzieła pisane, kulturę, sztukę, oddaje kult religijny”[4].

W serialu Battlestar Galactica pojawia się rasa Cylonów – inteligentnych maszyn, które wyglądają i zachowują się jak ludzie. Stworzyli własną cywilizację. Mają własną sztukę. Wierzą w jedynego, prawdziwego Boga. Czy to wystarcza by uznać ich za ludzi? Sytuację komplikuję fakt, że Cyloni „czują jak ludzie”[5]. Do tego ich budowa anatomiczna do złudzenia przypomina ludzką. Właściwie jedyne co ich różni od ludzi to nieśmiertelność – Cylon po śmierci odradza się w innym, składowanym na tzw. „Okrętach wskrzeszenia” ciele. Po przebudzeniu pamięta wspomnienia sprzed śmierci, jego świadomość zachowuje ciągłość. Jeżeli Cylon umrze poza zasięgiem „Okrętu wskrzeszenia” wówczas umrze tak samo nieodwracalnie jak ludzie.
Wydaje się więc, że tropy wskazane przez Judytę Nowak na nic zdadzą się w dyskusji o androidach i cyborgach. Szukajmy dalej.


Cyborg ma w sobie pewne pierwiastki ludzkie. Cyborgiem może być nawet człowiek mający protezę ręki (zaawansowaną technologicznie) lub mechaniczne oko. Android jest robotem. Sztucznym życiem . Wydawać by się mogło, że to kończy dyskusję. Czy na pewno?
Dość popularnym motywem w sci-fi jest niepewność. Cyloni w „Battlestar Galactica” i Androidy w „Łowcy androidów” czasem są tak zaprogramowane, że myślą, że są ludźmi. Prawdy dowiadują się przypadkiem. W BSG niejaka Boomer czuje się człowiekiem, lecz pewnego dnia słyszy sygnał, który ją „aktywuje”. Na chwile traci świadomość i strzela do swojego dowódcy, poźniej już niczego nie pamięta. Zostaje zabita, odradza się na „Okręcie wskrzeszenia” – jest Cylonem. Rachel z „Łowcy Androidów” pamięta swoje dzieciństwo, pokazuje Decardowi zdjęcia, przekonuje że jest człowiekiem. Z trudem przyjmuje prawdę, która burzy jej świat.

Androidy mimo swojego „fabrycznego” pochodzenia są zaskakująco ludzkie. Atena zakochuje się w żołnierzu o ksywce „Helo”  mimo iż wie, że jest Cylonem. Jej miłość jest prawdziwa, choć jest „Tosterem”[6]. Czyż nam ludziom nie wydaje się, że roboty nie są zdolne do takich uczuć? Leon – jeden z bohaterów „Łowcy Androidów” nosi przy sobie zdjęcia, pozostałych Androidów wraz z którymi uciekł z kolonii. Widać, ze mają dla niego znaczenie symboliczne, emocjonalne wręcz. Czy typowy odkurzacz jest w stanie czuć tak silne emocje w związku ze zdjęciem kogoś bliskiego?
Martin Heidegger w książce „Bycie i czas” pisze, że ludzkie zachowania determinuje świadomość zbliżającej się śmierci. Roy – kolejny android (z „Łowcy Androidów”), wie, że zostało mu mało czasu (w tym świecie androidy „żyją” tylko 4 lata). Świadomość nieuchronnej śmierci popycha go do ryzykownej podróży na Ziemię. Chce odnaleźć swojego twórcę i poprosić go o więcej czasu. Roy boi się śmierci. Szuka wszelkich sposobów by ją oddalić. Czyż strach przed śmiercią nie jest właśnie domeną ludzi? Czyż to nie Czyngis-Han sięgał po rozmaite środki tylko po to by wydłużyć swoje życie choć o kilka minut?

W „Łowcy Androidów” jest piękna scena, w której Roy ratuje życie swojemu prześladowcy Decardowi (łowcy, który zgodnie z terminologią filmu „wysłał na emeryturę” jego towarzyszy), wybacza mu. Trzymając gołębia w rękach opowiada mu swoje życie (w skrócie) po czym rzuca „Wszystkie te chwile znikną w czasie jak łzy na deszczu. Czas umrzeć”. Po tych słowach Roy umiera, a my nareszcie dowiadujemy się co go trapiło. Roy bał się śmierci jako pustki, niebytu. Nie chciał by całe jego życie przepadło, w jednej chwili, jak kropla w morzu. Ten strach przed śmiercią, przed zniknięciem bez jakiegokolwiek śladu jest po prostu ludzki, jest nawet bardziej ludzki niż wiara, krew i kości, jakie do tej pory były wskazywane przez filozofów jako główne wyznaczniki człowieczeństwa.
Z cyborgami jest trochę na odwrót. W filmach sci-fi zwykle metalowe implanty są widoczne od razu, dzięki czemu nikt nie ma wątpliwości, że ma do czynienia z cyborgiem. Jednak budulcem takiego organizmu są tak samo ludzka tkanka jak i metalowe części, co czyni z nich jednocześnie ludźmi, robotami i żadnych z nich.

Alex Murphy po swojej śmierci jako policjant został poddany stopniowym procesom odczłowieczania. Utracił większą część swojego ciała (Arystoteles już by mu odmówił człowieczeństwa). Nie wiadomo co się stało z jego duszą. Ten wątek nigdy nie został poruszony w żadnym filmie sam jako dziecko wychowane w rodzinie katolickiej zastanawiałem się wielokrotnie co mogło się stać z jego duszą, skoro umarł to powinna opuścić ciało, a jeśli żyje to powinna przy nim pozostać. Alex jest więc zawieszony nie tylko między człowiekiem, a maszyną, ale nawet między życiem, a śmiercią. Jego zdolność do samodzielnego myślenia została ograniczona przez szereg dyrektyw, którym musiał być posłuszny. Wreszcie odebrano mu jego prawdziwe imię i zastąpiono nazwą RoboCop.
Murphy początkowo nie wie, że był kiedyś człowiekiem. Dowiaduje się tego przypadkiem. Podczas śledztwa spotyka jednego ze swoich zabójców. We śnie ponownie przeżywa własną śmierć. Odnajduje swoje akta w policyjnej bazie danych. Wreszcie trafia do swojego domu (wystawionego na sprzedaż). Bohater wchodzi do mieszkania jeszcze jako RoboCop. Zwiedza kolejne pomieszczenia. Jego pamięć odtwarza wspomnienia, o synu, żonie, wreszcie o nim samym. RoboCop opuszcza dom już jako Alex Murphy. Ta scena dostarcza nam ciekawego tropu. Czy o naszym człowieczeństwie decydują wspomnienia i to jak bardzo ważne są dla nas? To właśnie pod ich wpływem Alex Murphy przestał przedstawiać się jako RoboCop, a zaczął jako Murphy.

Zdaniem twórców filmu o naszym człowieczeństwie decyduje także możliwość podejmowania samodzielnych decyzji. W drugiej części filmu głównemu bohaterowi wgrano do pamięci około 300 dyrektyw, które kontrolowały niemal każdy jego ruch, przez co Murphy zachowywał się jak robot z bardzo poważną usterką sztucznej inteligencji lub po prostu jak idiota (próbował aresztować zwłoki, cytował zasady BHP nie zawsze dopasowane do sytuacji). Zajmująca się nim lekarka zasugerowała, że silne porażenie prądem może zresetować program, ale może też zabić. RoboCop podjął ryzyko. Wolał umrzeć jako człowiek niż żyć jak zepsuta maszyna.

Wątpliwości co do własnego człowieczeństwa targały nawet samym bohaterem. Nie umiał odpowiedzieć na pytanie „czy uważasz się za człowieka?”. W rozmowie z żoną Murphyego mówi „zrobili to, by oddać MU hołd”. Mówi to po części dlatego by pozwolić odejść żonie i pogodzić się ze stratą, a po części dlatego, że sam nie jest do końca pewny, czy ma prawo zaliczać się do ludzi. Wątpliwości brały się głównie z jego budowy anatomicznej. „Gdyby zabrać Ci cały plastik i metal, nie zostanie dość ciała do autopsji” – mówi do niego jedna z postaci. Czy ciało naprawdę jest aż tak ważne dla naszego człowieczeństwa? Zwierzęta też mają ciała, a jednak odmawiamy im tej „nobilitacji”. Zdaniem genetyków DNA ludzi niewiele się różni od DNA bananów, a jednak nie mamy wątpliwości co do tego, że nie jesteśmy owocami. Może jednak człowieczeństwo to coś więcej niż skóra i kości?

Podczas gdy filmowi gangsterzy zabijają bezlitośnie, a szefowie wielkich korporacji całkowicie dewaluują ludzkie życie, Murphego stać na swojego rodzaju altruizm. Czuje się nie tyle policjantem ile obrońcą uciskanych obywateli. Walczy z przestępczością 24 godziny na dobę, nigdy nie odmawia wezwań. W trzeciej części broni ludzi ukrywających się przed złowrogą korporacją OCP. Murphy czuje silne przywiązanie do bliskich mu ludzi. W trzeciej części bardzo przeżył śmierć przyjaciółki, którą postanowił pomścić. Stać go też na pewne drobne gesty szeroko rozumianej dobroci. Delikatnie głaszcze niemowlę. Wstrzymuje się przed oddaniem strzału do - podkreślam – uzbrojonego chłopca (w tym momencie przypomina mu się jego własny syn), czuwa przy umierającym bandycie, w wydanym później serialu próbuje się pogodzić z dawno niewidzianym synem.


Jeszcze człowiek czy już robot?

Poprawne zbadanie niniejszego tematu wymaga określenia granicy między człowieczeństwem, a jego brakiem. Jednak to zadanie nie jest takie proste. Na pewno nie w świecie sci-fi gdzie wszystko jest możliwe, nawet prokreacyjny związek androida i człowieka (Battlestar Galactica). Zdaniem twórców sci-fi cechy osobowościowe są ważniejsze dla określenia człowieczeństwa niż cechy fizyczne co daje sporo możliwości i jednocześnie czyni tą dyskusję jeszcze większym wyzwaniem dla wszystkich badaczy. Wygląda, na to, że aby być człowiekiem w świecie sci-fi należy być dobrym i szlachetnym, co znacznie poszerza zakres znaczeniowy słowa „człowieczeństwo” ale jednocześnie nadaje mu nowe, wyższe znaczenie. Człowiek to coś więcej niż istota o określonych cechach biologicznych. To piękna idea do jakiej może dążyć każdy, komu tylko starczy odwagi.

ps


Temat nie został jeszcze wyczerpany nawet w połowie. Jeśli chcecie więcej cyborgów piszcie, jak nie chcecie ich w ogóle to też piszcie. (OK wiem, że ten tekst przeczyta tylko jedna osoba i będę to ja, ale japońskie gry nauczyły mnie, że nadzieja umiera ostatnia) :)



[4] Ibidem.
[6] Pogardliwe określenie Cylonów stosowane przez ludzi w serialu „Batllestar Galactica”.

11 komentarzy:

  1. Nawet gdybym pił alkohol, nie podjąłbym się tej gry ;] Jeżeli chodzi o sam temat, możesz być zainteresowany tą rozmową: http://www.youtube.com/watch?v=RaZMEHcTlkM
    Szczególnie ciekawa wydała mi się obserwacja, że w całym tym oczekiwaniu na cyborgizację (upraszczam nieco) umyka nam biologiczna alternatywa rozwoju człowieka. Prawdę mówiąc, zamierzam się nad tym dłużej zatrzymać ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. No wiesz, skoro ludzie są przeciwko GMO to wątpię by chcieli ulepszać własne geny. Jeżeli ludzie nie mogą zaakceptować grzebania w genach ziemniaka to tym trudniej będzie im zaakceptować zmienianie swoich genów. Z resztą to strasznie ryzykowne. Może się okazać, że chcąc wzmocnić siłę swoich mięśni dla przykładu, niechcący wstrzykniesz sobie jakieś paskudztwo, które spowoduje zanik mięśni lub nawet paraliż.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na temat genetycznych modyfikacji też jest film z tej serii, z Gattaką jako punktem centralnym, również polecam, wiele ciekawych rzeczy tam mówią :) Zresztą nie o genach myślę, tylko to, co facet mówił: zmodyfikowane wirusy funkcyjne, więcej bakterii po naszej stronie, takie rzeczy. Sugerujesz, że jest to bardziej ryzykowne, niż mechaniczne modyfikowanie człowieka? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No jasne. Wirusy to jednak wirusy, potrafią się adaptować i zaskakiwać człowieka. Skąd pewność, że taki wirus zamiast ulepszać cechy człowieka, nie zacznie nagle niszczyć jego komórek? Polecam lekturę ulotek leków - zwłaszcza rozdział o "możliwych działaniach niepożądanych". Skoro lekarze nie sąw stanie w pełni kontrolować zwykłego antybiotyku to skąd pewność, że nauczą się kontrolować wirusy? Co zaś do mechanicznych kończyn. No wątpię by taka mechaniczna dłoń nagle mnie zaraziła jakimś rakiem albo inną żółtaczką :) Najwyżej będę miał kłopoty na lotnisku. Ale pytasz mnie o zdanie, odpowiadam - mechanicznych kończyn się nie boję, wirusów ingerujących w komórki organizmu już bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Już teraz wirusy są stosowane w medycynie i choć faktycznie są to normalne organizmy, w których naturze leży pasożytowanie, to nie są "złe". Co więcej, terapia wirusowa zaczyna zdobywać popularność kosztem właśnie antybiotyków z powodu ich malejącej skuteczności. A mechaniczna dłoń oczywiście nie zarazi Cię chorobą i jeśli zadowolisz się zwykłym zastępstwem organicznej, to nie powinna sprawiać żadnych problemów. Ale o ile bardziej wymagające jest jej konserwacja? To jest maszyna, a jeśli ma zastępować rękę, to raczej zaawansowana - a tylko najprostsze mechanizmy się zbyt szybko nie psują. Zresztą z zamontowaniem mechanicznej ręki musi się wiązać trochę operacji pomocniczych, w zależności od koncepcji. Jeśli miałbym wybór: zamontować sobie bajerancką mechaniczną dłoń albo wyhodować nową (komórki macierzyste i cały ten jazz), bez wątpienia wybieram to drugie i jestem jak nowo narodzony, a nie załatany.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem jak duże możliwości miałaby mieć taka terapia wirusowa. Czy rzeczywiście pozwoliłoby to na zwiększenie siły, poprawę koncentracji itp. Możliwe, że w ten sposób dałoby się tylko zwiększyć odporność na zarazki i niektóre choroby. W prawdziwym życiu bardzo przydatne ale to jednak trochę mało jak na bohatera komiksu czy filmu :). Co do cybernetycznych wszczepów? Myślę, że gruntowna konserwacja raz na rok nie byłaby aż tak upierdliwa, za to pewnie do takiego mechanicznego ramienia dałoby się nawciskać masę przydatnej elektroniki, qa gdyby miałby to być model wojskowy to i jakiś karabin by się tam zmieścił :) Z resztą skoro już jesteśmy przy wizualnej stronie to mały konkurs piękności :) http://wrixel.com/wp-content/uploads/2009/06/132908-1.jpg kontra http://4.bp.blogspot.com/-y0lbn1rB4WM/TpvvCuh63lI/AAAAAAAAAMQ/Zb9Mbk-i2vM/s1600/deus-ex-adam-jensen-1280x800.jpg :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ok, supersiła dzięki implantom jest jednym z najgorszych mitów SF, a kiedy jest przedstawiona realistycznie, to żaden normalny człowiek nie tknąłby tego kijem. A science fiction im bardziej bazuje na prawdziwym życiu i twardej nauce, tym lepsze, to powszechnie znany fakt (Star Wars, niech im będzie, kontra Moon - dla zobrazowania zasady). Im więcej bajerów tam wrzucasz, tym więcej energii pochłania, więc o ile nie przeszkadza Ci minireaktor atomowy w dłoni, będzie musiał w jakiś innych sposób zaspokoić dodatkowe zapotrzebowanie ;]
    Jensen, naturalnie ;]

    OdpowiedzUsuń
  8. nic nie zrozumiałam, ale jestem pod wrażeniem wartości merytorycznej :) i tego, że dowiedziałam się jednej ciekawej (dla mnie, rzecz jasna) informacji :)

    OdpowiedzUsuń
  9. @Ala - miło mi to słyszeć :D a właściwie czytać :D

    OdpowiedzUsuń
  10. @Mateusz - wiem, że się ze mną nie zgodzisz, ale ja od sci-fi oczekuję nie tylko wiedzy na temat dzisiejszych możliwości nauki, ale także swojego rodzaju fantazji i wiary w rozwój nauki. To, że dzisiaj stworzenie cybernetycznych implantów dających nadludzkie możliwości jest niemożliwe, nie znaczy, że nie będzie możliwe za 30 lat. Zaś te wszystkie filmy sci-fi bazujące na prawdziwym życiu i twardej nauce, po latach są śmieszne. Nie wiem jak Ty ale zawsze śmieję się z "Odysei kosmicznej 2001" w której ludzie dzwonią do siebie z budek telefonicznych. Zacieszam sie także z "Łowcy androidów" gdzie telewizor głównego bohatera miał chyba z 10 cali :P No cóż w latach gdy kręcono te filmy, telefony komórkowe i duże telewizory nie były mozliwe ale dzisiaj są mimo iż naszym czasom do prawdziwego sci-fi sporo brakuje. Osobiście wolę nierealistyczne i fantazyjne sci-fi niż film który niby toczy się w 2100 roku ale technologia, a nawet ubiory są na naszym poziomie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Piszesz, jakby jedno wykluczało drugie. Nie oczekuję, żeby autorzy SF posługiwali się tym, co mają teraz albo za 5 lat, ale oczekuję, że dobry autor dokona umiejętnej ekstrapolacji tego, co już osiągnięte, a już absolutnym minimum jest szacunek dla praw fizyki. A jak już wymyślasz coś, co te prawa obchodzi, to uzasadnij to jakkolwiek sensownie, a nie technobełkotem.
    A Odyseja Kosmiczna? Budka, o której mówisz, służy do wideorozmów, które się w miarę upowszechniły dopiero pod koniec XX wieku. To była perfekcyjnie uzasadniona wizja, choć rzeczywistość poszła w innym kierunku. I nawet płaci kartą podobną do takich, których ciągle używamy. A "Łowca androidów"... Wymagała tego konwencja. Nie zostałby osiągnięty efekt przygnębiającej przyszłości w inny sposób. Ale z technologicznego punktu widzenia tu Ci przyznam rację.
    A z dobrego, twardego SF polecam "Czarne oceany" Dukaja.
    PS Nienawidzę fantazyjnej mody filmów SF. Z pasją.

    OdpowiedzUsuń