Dzisiejszego posta dedykuje Lunie, której obiecałem tekst o wampirach jakieś 100 lat temu, ale z różnych przyczyn (tekst mi się skasował i nie udało mi się go odtworzyć) go nie ukończyłem, to teraz częściowo się z tego wywiąże. Dedykuję go również Variantologowi, którego jak zawsze zachęcam do tekstów o grach. No i bardzo dziękuję za linkowanie :)
By nie trzymać Was dłużej w niepewności, tekst będzie o demie gry Castlevania: Lords of shadow 2 i jeszcze paru innych rzeczach.
Drugi pan cienia był taki miły, że sprawił mi miłą niespodziankę a mianowicie zadziałał na moim siwiejącym już laptopie co oznacza same dobre wieści. Jak tylko uda mi się dorwać pełną wersję, wieczory w akademiku pewnie będę spędzać "nołjafiąc w wiąpierze" co mnie bardzo cieszy.
Ale do rzeczy. W grze Castlevania: Lords of shadow 2 wcielamy się w Wampira, ale nie w jakiegoś tam podrzędnego podgryzacza szyj, ale w samego Drakulę. Ale nie bójcie się, nie tego Drakulę. W Transylwanii jest nowy Książę Ciemności, który ma ciekawsze rzeczy do roboty niż podrywanie cudzych żon. I bardzo dobrze. Zupełnie przy okazji, wcielamy się w najgorszego Drakulę w historii w kategorii: "zarządzanie obroną zamku". W serii Castlevania (zakorzenionej w czasach Nintendo Entertainment System czyli gdzieś w latach 80.) zamek zawsze był pilnie strzeżony. Broniły go szkielety, zombie, nietoperze, latające zakochane pary, wilkołaki i sama śmierć, tak ta śmierć. A tu proszę. Na początku dema, zamek jest atakowany, ale pilnuje go wyłącznie Drakula (no może w pełnej wersji zobaczymy też innych obrońców), który nie przygotował, żadnych sensownych systemów obronnych, ani nawet talerzy z jedzeniem ukrytych w ścianach. Taki z niego gospodarz. No częściowo usprawiedliwia go fakt, że panowie zamków z poprzednich części walczyli zwykle z jednym kolesiem uzbrojonym w bicz, a nie z całą armią korzystającą z pomocy wielkiego mecha. Ta Japonia. Z resztą zawsze mnie ciekawi jedna sprawa. Czemu autorzy Castlevani uważają, że z wampirami walczy się biczem? Raczej trudno czymś takim przebić serce. To jakaś fantazja? No i wyobraźcie sobie, że jesteście Drakulą w pięknym zamku i widzicie kolesia z biczem, który chce was zabić. Co sobie myślicie? Pewnie wołacie kolegę potwora i krzyczycie: "Ej Frankie! Patrz jaki idiota! Ma bicz zamiast kołka!!! Chce mnie zabić, a nawet Brama Stokera nie czytał, co za debil!" A ten wam odpowiada: haaaaaaaaa haaaaa haaaaaaaaa aleeeeeeeeee deeeeeeeebiiiiiiiii biiiiiii biiiiiiiii, GUUUUUUUUUUUUPPPPPEEEEEEEEEEEEEEKKK!!!!! Ha Ha ha, odleciało mi ucho".
Whi-pssszzz!!!! |
No ale wracamy do samej gry. Dawno nie było porządnej gry o wampirze, wiecie takim fajnym i chyba się doczekaliśmy. W przeciwieństwie do modnych obecnie wampirów, ten tutaj ma ważniejsze sprawy na głowie niż kelnerki w barze. Naszym zmartwieniem są wrogowie, którzy chcą nas zabić. Dzięki temu otrzymaliśmy raczej staroszkolnego slashera z elementami platformowymi. System walki wydaje się taki tradycyjny. Szybkie ataki na pojedyncze cele, wolne lecz obszarowe, możliwość dobicia osłabionego wroga. Dodatkowe bronie, jedna do leczenia siebie, a druga do przełamywania tarcz, do tego blok, który ogłusza przeciwnika gdy zablokujemy atak w ostatniej chwili. Niestety trochę tu brakuje czegoś co by grę jakoś wyróżniało. Nie zrozumcie mnie źle, walka tutaj się sprawdza i nawet przyjemnie się gra, ale patrząc na konkurencję: w Metal Gear Rising było krojenie przeciwników na kawałki, W DMC było przyciąganie ich do siebie (lub siebie do wrogów) co pozwalało na tworzenie długich i efektownych combosów składających się z kilkudziesięciu ciosów zadawanych 4 róznymi rodzajami broni, a w Bayonettcie, właśnie, czego tam nie było, dziesiątki combosów, zdolności specjalne, karykaturalne fatality, przegięte ciosy. Na tle takiej konkurencji, Lords of Shadow 2 wydaje się zwykłym slasherem. Trochę szkoda, że autorzy nie pomyśleli o tym by wykorzystać wampirze moce i dać je bohaterowi. Fajnie by było zmieniać się w mgłę, albo choć na chwilę zmienić się któregoś z bossów ze starych Castlevani. Tu mamy jedynie batożenie przeciwników, atakowanie ich mieczem, który leczy nasze rany i rękawicami, które rozbijają ich pancerz, oraz okazjonalne wysysanie, krwi, które daje nam tak mało punktów życia, że aż nie warto z tego korzystać. Ale to dopiero demo. Może w pełnej wersji dostaniemy więcej mocy Draculi. Oby. Ja liczę na coś szalonego. Może jakiś tutejszy odpowiednik tortur z Bayonetty? Ja chcę!
Osobny akapit dedykuję Mikrosyfowi. Skąd pomysł, że ja jako gracz pecetowy będę chciał używać w grze pada do xboxa 360? Ogólnie jestem leniwym graczem i lubię jak mi gra podpowiada "wciśnij F by coś tam" ale mam alergię na "naciśnij zielone a by coś tam" albo "wciskaj niebieskie x by atakować". Naprawdę nie widzę sensu w umieszczaniu znaczków z xboxa w pecetowej wersji gry. Ok widzę jeden - jeśli ktoś rzeczywiście chce używać pada od xboxa, ale niby dlaczego miałbym chcieć? Dlaczego pad od xboxa, a nie od PS 3 od Nintendo 64 od Dreamcasta albo od Segi Genesis. Dla mnie używanie pada do xboxa 360 w grze pecetowej jest równie naturalne co własnie używanie padów od jakiekolwiek innej konsoli. To prawda, że w slashery najlepiej gra się padem, ale mam już dość po tych wszystkich latach (xbox 360 pojawił się w 2006 roku i mniej więcej od tego czasu znaczki z xboxa zaczęły się pojawiać w grach pecetowych) sztucznego faworyzowania tego kontrolera, który został namaszczony na oficjalny kontroler peceta tylko dlatego, że mikrosyf w sztuczny sposób chciał zwiększyć sprzedaż swoich akcesoriów. Drogie Konami! Tak wygląda kontroler do peceta i dlatego jeśli chcecie mi podpowiadać jakich mam używać klawiszy to proszę używać klawiszy od peceta czyli "spacja by skoczyć" zamiast "zielone a by skoczyć" będę wdzięczny i to bardzo.
Wiem jak trudno w to uwierzyć, ale to są własnie domyślne kontrolery dla PC |
Wracając do sterowania to muszę przyznać że choć gra w sposób bardzo nachalny zachęca do podłączenia pada (wiecie jakiego) to jednak sterowanie na klawiaturze sprawdza się bardzo dobrze. Gra robi użytek z myszki więc, nie trzeba łamać sobie palców na klawiaturze. Klawisze są dobrze rozłożone, a bohater dość szybko reaguje na komendy. Chyba, że akurat się wspina. Wtedy można dostrzec pewne opóźnienia, ale cóż - Assassin's Creed jest tylko jeden, jak widać. Wkurzają też quick time eventy czyli sytuacje gdy trzeba szybko coś wcisnąć by bohater coś tam zrobił. Tutaj mają one postać dwóch nachodzących na siebie okręgów, gdy staną się one jednością musimy szybko wcisnąć... coś. Niestety gra nie mówi nam co dokładnie, więc musimy się tego domyślić po kontekście sytuacji. Da się, ale jednak wolałbym by gra konkretniej mówiła o co jej chodzi.
Podsumowując. Demo jest bardzo krótkie. Trwa może 20 minut, więc nie bardzo jest o czym pisać. Wprowadzenie w fabułę jest szczątkowe, walk jest mało. Mam wrażenie, że większość umiejętności i ciosów pojawi się dopiero w dalszej części gry, oby bo na razie trochę tego wszystkiego mało. Na pewno warto pobrać i zagrać, choćby po to by się zorientować czy nasz PC da sobie z tą grą radę, ale z ocenianiem wstrzymam się do pełnej wersji. W każdym razie cieszę się, że jest to gra o prawdziwych wampirach. Takich potężnych i bardzo wrednych, które są fajne tak z wyglądu jak i umiejętności. Mam nadzieję, że gra się dobrze sprzeda, bo to być może zachęci pewnych panów do wskrzeszenia pewnej serii, o tej.
Bonus powraca! Czy tym razem zostanie z nami na dłużej? Skoro nikt nie zauważył jego zniknięcia to chyba nie :)
Taki długi tekst przeczytałam, z uwagą śledząc każdy czerwony znaczek. I zalazło się też coś dla mnie! :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się powrót do numerowych linków. To bardzo fajna rzecz, której ostatnio nie praktykowałeś. A plebs domaga się chleba, igrzysk i linków na końcu notki :D
Choć Blood Omen 2 był ogólnie niegodny utożsamiania go z serią LoK (widziałem jakiś gameplay Nosgoth, które może okazać się całkiem fajną grą, która nie ma ani krzty tego, co czyniło serię wielką), to zaskakująco dobrze sobie poradził z wzbudzeniem właśnie tego uczucia, że jest się potężnym wampirem z mocami, o których się śmiertelnikom nie śniło. Ale jeśli chodzi o gry, których główną osią jest właśnie wampiryzm, to Bloodlines zostaje dla mnie niedoścignione.
OdpowiedzUsuńOdnoszę wrażenie, że nie przepadasz za Microsoftem.
Nie lubię sztucznie pompować sobie komentarzy to odpowiem wam obojgu w jednym :P
Usuń@Ala
O proszę, byłem przekonany, że nikt nie zajmuję się bonusami :) no to postaram się je wrzucać nadal, ale tak ze dwa, 5 to chyba przesada :D
@Mateusz
Czasem się zastanawiam czy wie wrócić do Blood Omena 2 - ta gra była średnia pod wieloma względami, ale mimo to wciągała. Czasem można było też się pośmiać z różnych głupotek. W tutorialu koleżanka Kane'a prosiła go by ją uderzył, a potem dusił, po czym powiedziała, że było fajnie. Wiem, że nie powinienem się z tego śmiać, ale zapamiętałem to jako zabawny fragment :)
Moce Kane'a? Za krótko grałem to nie odblokowałem niczego fajnego, no dobra mgła i skok były fajne, ale sama walka była jakoś strasznie drewniana. Myślę, że bardziej potężny się czułem w Prototype'ie gdzie jak odpaliłem devastatora to niszczyłem wszystko w okolicy, wliczając w to helikoptery i czołgi.
Pisząc ten tekst doszedłem do wniosku, że moja niechęć do Mikrosyfu jest tak głęboka, prawdziwa i szczera, że niegłupim pomysłem byłoby napisać osobny post na ten temat :D Czemu nie? :D
Whoaa, tekst z dedykacją - to lubię ;)
OdpowiedzUsuńi choć pewnie i tak nie zagram w Castlevanie, to przeczytałam post do końca :) chcę tym samym zgłosić, że zauważyłam brak bonusów w kilku poprzednich postach, więc owszem - powinny wrócić. Poza tym dałeś w trzecim linku kawałek z anime, które zamierzam zacząć oglądać. Zarówno Ty, jak i kilka innych osób polecało Kill la Kill na porządne odmóżdżenie, więc myślę, że wypróbuję ;)
Fajnie, ze się podobało :) dzięki :)
Usuńzagraj w Castlevanie nie pożałujesz, szczególnie warto pograć w starsze części. Cóż to jedna z tych serii, która faktycznie im starsza tym lepsza. Szczególnie Castlevania 4 jest bardzo dobra :D (jednym z obowiązków no-lajfa jest namawianie innych do tego samego :) )
Już druga osoba uważa, że bonusy powinny wrócić :P pomyślę o tym :D
Kill la kill mimo głupiej fabuły jest naprawdę sympatyczne. Wiele osób może się zniechęcić przez nadmiar fanserwisu, jednak z perspektywy tych 19 odcinków jakie obejrzałem mogę stwierdzić, że tu raczej chodzi o parodiowanie tego typu praktyk niż o schlebianie gustom trzynastolatków. KlK bywa zabawne, na pewno wciągające, na prawdę fajne anime, nawet jeśli oparte na schematach :D Zachęcam do oglądania :D
Ładnie to wygląda.
OdpowiedzUsuń