"Mesjasz Diuny"
"Diuna" Franka Herberta to jedna z moich ulubionych powieści sci-fi. Książka kupiła mnie już pierwszymi rozdziałami, rzucającymi czytelnika od raz w wir akcji, bez zbędnych i wkurzających wyjaśnień. "Diuna" miała klimat. Herbert stworzył klimatyczny wciągający świat, który aż chciało się poznawać. Charakterystyczny dla sci-fi infodump, tu był wręcz pożądany. Wraz z kolejnymi stronami chłonąłem każdą informację na temat mentatów, gildian, czerwi, Bene Geserit i przede wszystkim Fremenów. Wspaniałego ludu nomadów-wojowników, dosiadających gigantycznych czerwi, ceniących sobie każdą kroplę wodę, doceniających ekologię i posługujących się krysnożami z zabójczą precyzją. Wspaniały świat, wspaniała powieść. To wystarczyło bym zapragnął założyć filtrfrak i wyruszyć na przejażdżkę czerwiem. Taaak.
Zaledwie kwestią czasu dla mnie było sięgnięcie po kolejne powieści z tej serii. Od wczoraj słucham audiobooka "Mesjasza Diuny". Powieści jeszcze nie ukończyłem. Jak wrażenia? Nie podoba mi się. "Diuna" uwodziła nieznanym, egzotycznym światem. Niby innym, a tak podobnym do świata naszego. Budowany stopniowo mistycyzm i dramatyzm fabularny dodatkowo zachęcał do czytania. "MD" nie ma tego atutu. Tu już jest wszystko znane. Fremeni, czerwie. To już było. Pewną nowością są tancerze oblicza i ghola lecz mogły zostać wykorzystane lepiej. Ghola to po prostu sposób na przywrócenie do życia jednego z bohaterów i nic więcej. Także fabularnie jest słabo. Niby kilka nacji zakłada skryte przymierze przeciwko Paul-owi Atrydzie, a jednak napięcie jest o wiele mniejsze niż w "jedynce". Brakuje wyrazistych sprzymierzeńców. Nikt tu nie dorównuje Gurney-owi Halleck-owi, ani nawet doktorowi Yueh-owi. Stilgar w "Diunie" był dużo fajniejszy niż w tej części. Jeszcze gorzej jest z przeciwnikami. Histeryczna Irulana, bezbarwny gildianin, nieciekawy tancerz oblicza. Słabo. Gdzie charyzma Imperatora i jego Saudarkarów? Gdzie groteskowość i brutalność Harkonenów? Nie ma. Każdy tu jest taki bezbarwny i nudny, nawet sam Atryda. Jedynie Alia daje radę, ale niestety pojawia się w powieści dość rzadko.
Podsumowując. Posłucham do końca. W wakacje może nawet przeczytam wersję papierową, ale jak na razie jestem zawiedziony. "Diuna" była doskonałą powieścią, a "Mesjasz Diuny" jest zaledwie nudnym odcinaniem kuponów.
Raz
Dwa
Trzy
Po pierwsze - tekst o Diunie bez ukrytego gdzieś linka do 'Weapon of Choice' Fatboy Slima? Karygodne przeoczenie.
OdpowiedzUsuńPo drugie - to nic osobistego, ale zamorduję Cię za te -owi.
Po trzecie wreszcie - rzut monetą zdecydował, że nie będę się wypowiadał na temat książki, której nie czytałem ;)
1 - nie lubię Fatboy Slim - sorry :P
OdpowiedzUsuń2 - doprecyzuj :)
3 - z czystej ciekawości - sądziłeś, że jest lepsza czy gorsza?
re 1 - a co właściwie ta piosenka ma wspólnego z "Diuną", bo właśnie włączyłem sobie teledysk, przejrzałem tekst piosenki i jakoś nie łapie :P http://www.youtube.com/watch?v=ZM1fkHQP_Pw
OdpowiedzUsuńPomijając teledysk, który zasługuje na zamieszczenie wszędzie i zawsze, 'walk without rhythm and you won't attract the worm' jest oczywistym odniesieniem, a i pierwsza zwrotka o głosie może być bez nadmiernego nadużycia zinterpretowana jako aluzja do Bene Gesserit.
OdpowiedzUsuń"Paulowi" a nie "Paul-owi", że na przykładzie doprecyzuję ;]
Z zasady nie robię sobie założeń dotyczących dzieła przed jego poznaniem :P
Błędy są po to bym mógł sprawdzić czy ktoś to czyta :P co do fatboy slima, to oki, nie lubię i nie znam zespołu, więc brak nawiązania do ich piosenki wzięło się z mojej ignorancji :P ale oki, przyjąłem do wiadomości :P
OdpowiedzUsuń